Butki w kolorze 'nude' przeżyły już prawdziwy renesans w poprzednim sezonie. Rok temu jeszcze sama z lekkim niedowierzaniem podchodziłam do tego tematu. I chociaż nowości się raczej nie boję, to jakoś tego koloru nie czułam. Teraz takie buty to jak 'mała czarna' - produkt obowiązkowy! Trzeba mieć je w szafie, bo pasują właściwie do wszystkiego i są odpowiednie na każdą okazję. W dodatku teraz, kiedy sklepy są zarzucone ciuchami w kolorach bardzo konkretnych i wyrazistych (pomarańczowy, zielony, 'mocny' niebieski), buty typu 'nude' są prawdziwym wybawieniem (nie trzeba mieć piętnastu kolorów - wystarczy jeden). Tak nie bardzo wiedziałam natomiast jak poradzić sobie z torebką do tego cholerstwa - bo chyba nikt nie ma wątpliwości, że właśnie wróciłam z zakupów z jedną taką parą i stąd to całe natchnienie ;).
Moje są szpilkami - lakierkami, bez odkrytego palca (bo mamy 13 stopni na zewnątrz i nadal trzeba pończoszki nosić). Pogrzebałam w necie trochę, bo nie bardzo widzę się z lakierowaną, beżową torebunią pod pachą.
W necie mówią tak:
Opcja A: oczywista oczywistość, czyli to samo - beżowy lakier
buty i identyczna torebka - taka bezpieczna klasyka i tyle. Tylko jakoś lakier na
torbie hmmm...no nie wiem..
Opcja B: torebka w kolorze reszty, czyli jak niebieska
kiecka to niebieska torebka a buty sobie istnieją niezależnie i są oczywiście 'nude'.
Opcja C: totalny odpał, czyli na zasadzie kontrastu do
butów, ale żeby się ze sobą 'nie gryzło' – tutaj chyba chodzi o to, że jeśli jesteś
gwiazdą to cokolwiek zrobisz będzie ok i może to nawet zostać uznane za nowy
mega trend. Jeżeli mieszkasz na blokowisku to nie ryzykuj, bo pomyślą, że masz
problemy z oczami.
To opcja B, chyba mi odpowiada.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz