Ostatnimi czasy słyszę, że jestem fajnym kumplem… od kumpli, że w sensie kumplem – jako że niby facetem a
jednak kobietą O_o
Początkowo mnie to przerażało, potem zastanawiałam się o co
kaman i długie godziny kminiłyśmy z Ewką ten temat na case’ach różnych (szczęśliwie
ona też tak ma więc jest z kim pogadać i nie czujesz się pierdolnięta – bo dwie
to już jakby tłum czy coś w tym rodzaju) i doszłyśmy do wniosku, że coś w tym
jednak musi być, gdyż obie mamy pewne bliźniacze objawy kliniczne, które
predysponują nas do bycia kumplem:
- Podobno jestem blacharą (jak śmie twierdzić pewien bezczelny
osobnik i dla jego dobra wolę nie zagłębiać się w definicję tego słowa). Ja nie uważam się za blacharę, ale jak tu
stoję, a w zasadzie siedzę lubię auta i nic na to nie poradzę, szybkie auta
jeszcze bardziej lubię, dobrych i pewnych kierowców też i nie mam żadnej
wyrozumiałości dla faceta – pizdy za kierownicą, a typowych bab za kółkiem nie
znoszę panicznie i czasami mój syn mnie wyręcza i krzyczy z tylnego siedzenia:
No jedź PIPO!.
- Denerwują mnie dzieci (oprócz mojego i kilku innych
egzemplarzy). Nie kumam po co dawać dziecku imię jak mówi się do niego: niuniusiu,
misiusiu, dzióbdziusiu. Nie mówię w języku zdrobnień często stosowanym w
komunikacji z dziećmi – nie wiedzieć czemu?. Mam instynkt mordercy widząc
nadopiekuńczą postawę mamusi, która pozwala rozpieszczonemu 3 latkowi na
wszystko… kiedy obok ludzie chcą spokojnie zjeść kolację…
- Nie krępuje i nie stresuje mnie wizyta w serwisie opon na
podmiankę, na stacji benzynowej też nie i tak umiem dolać płynu samodzielnie
otwierając maskę i ba! sprawdzić olej.
- Wbijam gwoździe jak marzenie (prosto!), maluję ściany i skręcam
meble z Ikea nawet te bardziej zaawansowane modele i sprawia mi to frajdę.
- Nie traktuję zwierzaka jak mojego synka adoptowanego… kot to
kot… a pies to pies i nie znajduję powodów dla których toto miałoby spać w łóżku
dla ludzi.
- Nie szokuje mnie stan wiedzy, że faceci się masturbują rano
czy wieczorem O_o i oglądają youporn.
- Dzielnie potrafię słuchać o innych kobietach – seksie,
cyckach, randkach itp. ba nawet daję celne rady… z doświadczenia, a na hasło: "zobacz fajna laska idzie" nie reaguję histerią, jadem czy też fochem.
- Potrafię wypić sporo alkoholu w męskim towarzystwie i
spokojnie poczekać, aż po kolei pospadają pod stół. Dodatkowo po takiej dawce
alko nadal nie robię jaskółek, nie tańczę kankana, nie demonstruję bielizny czy
tez pończoch, nie szczebioczę jak kurka i panuję nad ilością i jakością
wypowiadanych słów.
- Nie robię też awantur, że facet się upił… skoro z nim piję…
to chyba naturalnym i dość przewidywalnym efektem jest stan upojenia
alkoholowego i różne jego konsekwencje… A jak się sam upije gdzieś... i wraca po nocy moje
oczekiwanie jest tylko jedno: „tylko cicho”
- Po seksie lubię zapalić, względnie łyknąć wina niekoniecznie
miziać się w nieskończoność po nodze i pierdulić do ucha jakieś słodkie
farmazony.
- Nie rozumiem niestety wielu zachowań kobiet choćbym bardzo
się starała:
- jak może rano, w szatni, po siłowni być 25 kobiet i żadna
nie ma podkładu i muszę jechać przez pół miasta żeby ratować moją przyjaciółkę
bo wyjątkowo zapomniała (swoją drogą cudowna poranna akcja)
- jak można wypisywać do faceta kolejne smsy skoro ten nie
odpowiada – że niby co? tak się faken podekscytował jak dostał tego smsa, że
zemdlał i dlatego nie odpowiada… i leży tam biedny i jak się obudzi będzie miał
już kolejne 10 sweet smsków w swoim iphoniku.
- Nie robię zagadnienia z męskich wieczorów, meczów, pokera
czy wypadów na miasto - wręcz przeciwnie - czad mam czas dla siebie. Nie dzwonię też co godzinkę usłyszeć co tam u misiaczka
słychać – wystarczy mi jeden sms jako proof of life.
- Nie oglądam morza seriali o „barwach szczęścia życia na
wspólnej” wolę dobrą sensację czy thriller.
itd… itd...
Dziękuję tylko Bogu, że natura opakowała mnie w raczej kobiecy
wygląd, że zdarza mi się słyszeć, że mam fajne nogi i ogólnie „daję radę”, że lubię kiecki i szpilki, że nie ruszę się z
domu bez makijażu, że gotowanie mnie relaksuje i sprawia przyjemność, że mam
przyjaciółki i nie chcę ich zabić po 15 minutach, że kilka razy w roku płaczę,
że mężczyźni otwierają przede mną drzwi… inaczej miałbym kłopociki psychiczne :).
Ale dowodem ostatecznym, że nie mam jednak problemów z
osobowością płciową jest to, że zwyczajnie
czasami wpieprza mnie pod sufit to „bycie kumplem”, od którego oczekuje się, że
zrozumie co najmniej dziwną męską psychikę i logikę, absurdalne poniekąd zachowania
i do tego jeszcze nie wyda surowych ocen tylko spokojnie jak kumpel z kumplem pogada
i wytłumaczy o co kaman!
O tak to jednak niepodważany dowód… Jestem Kobietą! … a
faceci są jednak jacyś dziwni…
Miłego weekendu :)