piątek, 30 marca 2012

alfa czy omega


Samiec alfa czyli stan pożądany…  dla facetów…  ale podobno też dla kobiet hmmm czyżby? Bo alfa to przecież przywództwo, siła, dominacja i władza. Alfa jest podziwiany i lubiany ba nawet pożądany. Ma mnóstwo znajomych i  przyjaciół, którzy zabijają się aby przebywać możliwie blisko by grzać się jego blaskiem, jego kalendarz potencjalnych spotkań pęka w szwach ale to i tak on wybiera i decyduje co będzie robił i z kim – jest panem swojego losu zawsze i wszędzie. Wszyscy patrzą i słuchają go bezkrytycznie, kopiują i naśladują… biją brawo niemalże po każdym słowie… ma ogromne powodzenie u kobiet to oczywiste… ale faceci również lubią mieć kumpla-alfę…

I chodzą sobie po tym świecie Męskie Alfy owszem… przy sporym szczęściu można czasami mieć przyjemność poznać osobiście… ale uwaga chodzą w tłumie ich miernych podrób – ja ich nazywam aspirantami do alfa :). Jak dla mnie tych prawdziwych, z krwi i kości jest jakieś może 10% populacji przy dobrych wiatrach. 

Zatem moje Drogie Panie należy bardzo uważać i przyglądać się dokładnie, bo zanim się obejrzycie Wasza pożądana Alfa zamieni się w ciepłe kluchy, albo dżizus… co gorsza przyjdzie Wam obcować z takim aspirantem – palantem, któremu wydaje się, że jest tą Alfą. Bo to nie jego ego świadczy o byciu Alfą… a mając napompowane własne "ja" może równie dobrze być tylko nadętym dupkiem… ała. Nie każdy musi być Alfą do nędzy...!!!




I teraz pytanie jak ich rozróżnić tak na pierwszy rzut oka - niech będzie w 10 minut… to mega trudne… dlatego też pozbierałam informacje jak zawsze i wyszło, że jest jednak kilka kluczowych check-pointów :), które pozwolą Ci z dużym prawdopodobieństwem myśleć, że spotkałaś Alfę.

10 minut... oczami kobiet...

Pierwsze co rzuca się w oczy to towarzyskość (dżizus co to za słowo) czyli otwartość na ludzi, totalny luz i swoboda w nawiązywaniu kontaktów. Wiedzie prym w towarzystwie w jakim się znajduje... mimowolnie skupia na sobie uwagę i dominuje - ale nie zabiega o to - o nie!!!. Jest ciekawy ludzi, intrygują go interakcje i relacje - mimo, że teoretycznie skupia się na rozmowie... doskonale ogarnia otoczenie. Obcowanie z ludźmi sprawia mu czystą przyjemność... i to widać gdyż nie ma w tym nic sztucznego... instynktownie czujesz, że chcesz z nim przebywać... nawet jeśli delikatnie Cię przeraża czy też denerwuje. 

W drugiej kolejności na bank zaobserwujesz pewność siebie – taka, która wnerwia Cię już w 2 sekundzie… ale mimo to wciąga jak czarna dziura… Jego pewność siebie dotyczy absolutnie każdej sfery życia – towarzyskiej, zawodowej i osobistej of kors. I nie mylić tego z popisami czy zarozumiałością… owszem Alfa też się lansuje… ma to we krwi… ale nie daje żenujących przedstawień… nie upiera się jak osioł dla zasady, tylko jasno prezentuje swój punkt widzenia, w poczuciu własnego komfortu psychicznego i w zgodzie z własnym ja. Jeśli mimo jego denerwującej pewności siebie nadal prowadzisz rozmowę i jest ona dla Ciebie  inspirująca, ciekawa czy rozwijająca… to znaczy, że to Alfa... w innym przypadku trafi Cie szlag po chwili. Co ważne Alfa potrafi przyznać Ci rację… o ile jesteś dobra w argumentacji :), utrzymuje kontakt wzrokowy, ma wyważony ton głosu, ale intonuje od czasu do czasu i spójną z tym wszystkim mowę ciała.

Kolejna szybko i łatwo weryfikowalna cecha to pasja. Masz 95% pewności, że w pierwszych 2 minutach Waszej rozmowy usłyszysz coś o jego zainteresowaniach, które skradły jego serce i duszę na zawsze.  Przygotuj się na monolog o jakiś trendy sportach, nowinkach technologicznych, muzyce, fotografii itd. Dodam pozostanie totalnie niewzruszony jeśli nie podzielisz tej przypadłości - nadal będzie o tym mówił... i mówił... życzę powodzenia przy próbie zmiany tematu :), ale da się... legenda tak głosi... 

Kończy się już 10 minut gdyż nadal słuchasz o jego pasji :), ale na koniec rzucającą się w oczy cechą... jest radość życia, żeby nie nazywać tego górnolotnie... Samiec Alfa cieszy się swoim życiem... i absolutnie instynktownie podąża za poczuciem szczęścia i sprawiania sobie przyjemności. Jest w tym mocno egoistyczny i niemalże bezkompromisowy. Jak to się objawia? Robi to na co ma ochotę tu i teraz, nie ulega presji otoczenia, a raczej wyznacza styl dla całego towarzystwa - rodzaj drinków, muzyki, miejsce spotkania czy temat rozmowy - wszystko co dzieje się wokół niego ma jemu robić dobrze :). Otacza się i rozmawia tylko z tym z kim chce... mimo, że wokół niego zwykle mnóstwo ludzi z przewagą atrakcyjnych kobiet :).  

10 minut minęło... jeśli Twoje obserwacje mają punkty styku w powyższym - możesz przypuszczać... że spotkałaś Samca Alfa... ale tylko przypuszczać!

Kolejne minuty / godziny / interakcje / obserwacje... w następnych odcinkach... po kolejnym babskim wieczorze :)... jedno jest pewne to temat rzeka i ubaw po pachy :).

kasia




photo: trashness.com

czwartek, 29 marca 2012

o przyjaźni rzecz


Dziś krakać będę chyba trochę inaczej...bo niezwykle serio...

Słownik mówi, że przyjaźń to: "specyficzny i niecodzienny rodzaj więzi łączący ludzi, to bliskie, serdeczne stosunki z kimś oparte na wzajemnej życzliwości, szczerości i wyjątkowym zaufaniu".
I to oczywiście prawda, ale raczej nie ma sensu definiować tej relacji.


Przyjaźń to chyba najbardziej trudna do zbudowania i trwała zarazem relacja z tych zwanych "istotnymi w życiu". Bo mamy przecież jeszcze miłość. Jednak miłość zwykle spada na nas tak jakoś nagle i czujemy się w tej sytuacji "niezwykle" i bardzo "odświętnie". Z miłością łączy się także mnóstwo skrajnych i nie zawsze pozytywnych emocji. Z przyjaźnią jest jakby inaczej. 

Aby się zdarzyła to relacja musi dojrzeć, czasem nawet przez wiele lat, bo jest to relacja o charakterze stabilnym, niezwykle uporządkowanym. I przede wszystkim jest relacją "odświętną", ale bardzo "codzienną". 
Zgadzam się z tym, że: "przyjaciel to ktoś, kto daje Ci totalną swobodę bycia sobą" (Jim Morrison). Miłość nie do końca daje tą możliwość. Gdy kochamy, staramy się być lepsi, na wielu płaszczyznach bardziej "atrakcyjni" dla tego kogo kochamy i prawdopodobnie nie zawsze to jest nasze stuprocentowe "ja"... takie bez żadnych dodatkowych tuningów i upiększeń.







Prawdziwa przyjaźń nie jest łatwa. Wymaga potwornej otwartości i szczerości, często tej bolesnej oraz słów, które potrafią (a nawet muszą czasami) przejść przez mózg jak pocisk. I to zwykle nie jest przyjemne uczucie. Trudne do wchłonięcia i zaakceptowania. Czujemy się wtedy tak jakby ktoś przejrzał nas na wylot,  wyciągnął nasze błędy na widok publiczny, a na koniec wyraził na ten temat swoją, jakże ważną dla nas, ale jednak nieprzychylną opinię. Trudne do przełknięcia. Ale bez tej szczerości relacja ta traci jakikolwiek sens. 

Ludzie często nadużywają tego słowa. Nazywają przyjaciółmi osoby, z którymi spędzają wakacje raz do roku lub widują się czasem na spotkaniach u innych "przyjaciół". Ja staram się z niezwykłą ostrożnością podchodzić do tego określenia. Gdy mówię: "chciałabym przedstawić Ci moją przyjaciółkę..." to czuję rodzaj dreszczu przechodzącego mi po plecach. Zawsze w tym momencie jestem dumna i jakaś poruszona faktem, że wypowiadam właśnie TO słowo. Że mogę to zrobić, bo mam to szczęście, że ten fakt mnie dotyczy. 

I jest jeszcze jeden ważny temat. Poruszany bardzo często i opiniowany na tysiące różnych sposobów. Przyjaźń damsko-męska :) Możliwa czy nie? Jestem w tym przypadku niedowiarkiem :)
Owszem,"kobieta może być przyjaciółką mężczyzny, lecz by uczucie to trwało, niezbędne jest wesprzeć je odrobiną fizycznej antypatii" (Fryderyk Nietzsche). Heh! No właśnie... tutaj jest ten mały kłopocik :)

Jeśli zdarzyła się Wam przyjaźń to macie prawdziwy fart, bo nikt nie daje nam w życiu na to wydarzenie żadnej gwarancji.

Przyjaźń przytrafiła mi się w życiu aż 3 razy. 
Pierwszą spieprzyłam, drugą zaniedbałam a trzecią odzyskałam. Znaczy, że jednak uczę się na błędach:).

A na koniec najpiękniejsza piosenka o przyjaźni jaką słyszałam :)




... i tutaj jest w zasadzie wszystko, co ja mam w tej kwestii do powiedzenia..


ewa

wtorek, 27 marca 2012

fotostrachy, czyli ubaw po pachy!

No nie mogę sobie tego dzisiaj darować! Serio! Zainspirowana kolejną fotką jakiejś tam znajomej z dawnych lat, która ukazała się mym oczom dziś z wypiętą na maxa w tył dupką w różowych porteczkach!
Rzecz dotyczy obsesyjnego niemal wklejania swoich durnych zdjęć wszędzie, gdzie się da i w każdej ilości. My wrony nawet czasem robimy sobie planowaną pauzę w pracy na przegląd. Siadamy wtedy wygodnie przed jednym kompem w loży prześmiewców, robimy kawkę i 30 minut oglądamy "najnowsze produkcje" naszych ulubienic ...a mamy takie co najmniej dwie ulubione boginie sesji prymitywnych! Nigdy nas jeszcze nie zawiodły! W sposób zacięty i niezmordowane wklejają, komentują, opisują, uzupełniają i twórczość swą publikują z umiłowaniem wręcz absurdalnym. Oczywiście NK jest w tym temacie nadal bazą nr 1.


I w czym rzecz? Ma to to jakieś 569 zdjęć na każdym portalu. Zwykle zrobione komórą i własną ręką z dystansu 45 cm, bo na taką odległość od twarzy sięga ręka ..jakoś..

Te foty charakteryzują się tym, że są mega zoomem twarzy z dramatyczną wielokolorową cerą, poczochranymi niby figlarnie włosami i sztucznie wybałuszonymi wargami (a'la Kim Basinger)...no tak, żeby sexi było. Wszystkie one są prawie identyczne. No może pojawia się zróżnicowanie: lewy profil, prawy profil, trochę bardziej z góry lub z dołu. Nowa świeżusieńka partia tych fotek pojawia się jakoś raz w tygodniu. Bo np.: nowy kolor włosów się pojawił albo wróciłam z nową fryzurą od fryzjera..albo idę na wesele właśnie i się w coś z brokatem ubrałam i kok mam upleciony! Oooooo, sesje "idę na wesele" lubię szczególnie!

Jest też opcja "pokażę jaka jestem laska po latach" i tutaj aparat rejestruje partie ciała w okolicy cycków i tyłka. Czyli, że jakiś absztyfikant z aparatem cyka "lasce", w bardzo ciasnym M2 na tle TV i firanki po babci z lat 70-tych, 100 identycznych fot. I owa modelka zamieszcza całe 100 sztuk, gdzieś tam, żeby inni mogli dzieło fotografa podziwiać.
Często towarzyszy temu uniesienie przez modelkę rąk do góry, bo to chyba optycznie wyszczupla a przynajmniej nie widać opon brzusznych, które w tej pozycji prostują się nieco! 

Ubaw jest niepełny jeśli pod tymi fotami nie ma komentarzy..ale zwykle na szczęście są. I to pod tymi najbardziej paskudnymi. Najczęściej zdarzają się:

komentarze doceniające:

"WoW, ale laska!!!"
"Ale z Ciebie dżaga!"
"Z każdej strony zajebiście"

i.. onomatopeje:

"Miiiiałłłłł..."
"Wrrrrr"
"Mrrrrał"

Są też sesje "moje życie dzień po dniu", czyli ja i grill na działce, ja w kuchni, ja w pokoju, ja w przedpokoju, ja na fotelu, ja pod choinką stoję z bombkami, ja na rowerze jadę daleko, ja na spacerze z nowym facetem, ja przy samochodzie stoję i czekam, ja na plaży się tarzam w piachu, ja z dzieckiem, ja bez dziecka, ja mam psa, ja jem w restauracji (!), ja piję piwo z sokiem i przez rurkę, ja, ja ,ja, ja............osz kurwasz!!

Czy Wy powariowałyście laski? 
Takie mam właśnie oto pytanie.

Dziękuję za uwagę!
enter!

ewa

poniedziałek, 26 marca 2012

natręctwa i obsesje... kobiece


Natręctwo to nieodparta potrzeba zachowywania się w pewien sposób, nawet mimo świadomości, że jest on irracjonalny. Obsesją natomiast nazywa się ideę lub myśl, która opanowuje umysł i nie chce go opuścić. Nie wiem zatem na co kobiety cierpią, ale myślę, że jest to mega niebezpieczny mix obu tych super doznań. 

Tak sobie obserwuję moje koleżanki i myślę sobie dżizus... co ona... jedna z drugą, czy trzecią wyprawia, a ze swoim niewyparzonym językiem (że też kiedyś mi nie uschnie - będę miała cudowne życie) jestem w stanie wytrzymać maksymalnie jakąś minutę, żeby nie wypalić z jakąś zajebistą sentencją czy moralizatorską gadką... Ponieważ zwykle otaczam się dziewczynami równie silnymi jak ja... żadna inna tego nie zniesie :)... jakby... po sekundzie już żałuję :) tego co powiedziałam, gdyż dostaję mega informację zwrotną. Uwielbiam Was za to!

I tak się ostatnio zastanawiałam... nad sobą... nad innymi kobietami... W naszą naturę jakby wpisane są obsesje i natręctwa... groźnymi zaburzeniami stają się dopiero wtedy, gdy ich intensywność i uporczywość zaburza normalny tryb życia. I tu naprawdę nie chodzi o jakąś piosenkę czy melodię, która utkwi w mojej głowie na tydzień - o nie!!!

I tak teraz sobie myślę... na jakim etapie jestem...

Bo na przykład... jest wieczór, pora relaksu... opada ze mnie kurz całego dnia... piękna muza w tle...  świece, rozpieszczam się różnymi rytuałami... wprowadzam się w stan zen... i nagle... widzę Go! wyraźnie Go widzę! Jest tam, tak zupełnie bezczelnie i nonszalancko sobie egzystuje wbrew jakimkolwiek prawom... Co za fakap! Po chwili już Go nienawidzę, ale walczę, ignoruję Go to podobno zwykle się sprawdza... niestety... koncentracja na Nim wybija mnie z rytmu zen... już mam wkurw, ale nadal walczę! Robię tysiąc rzeczy w sekundę aby odwrócić swoją uwagę... nie daję rady... Pokonał mnie... Pokonał mnie... ten bezczelny, mały, czarny, paproch leżący na mojej jasnej, ukochanej podłodze! Dżizus czy to już zaburzenie?


Najgorsze jest to, że takich akcji mam kilka... inny super przykład, jakiego dokonuję, dodam, że wiem, że to jest mega porażka - kieliszek od wina. Absolutnie nie ma znaczenia, gdzie jestem, z kim jestem, dlaczego tam jestem - zawsze, ale to zawsze denerwują mnie ślady różne na kieliszku... ze śladami pomadki czy błyszczyku sobie jakoś radzę - wycieram w kółko... ale ponieważ mam też taką przypadłość... (oby nie okazała się kolejnym natręctwem), że tulę ten kieliszek do siebie... jakoś, nie wiem jak... więc pojawiają się tam inne pozostałości... i niestety dokonuję morderstwa towarzyskiego na sobie - otóż idę umyć to cholerstwo... żeby było czyste, przezroczyste i lśniące... nie chcecie widzieć miny gospodarzy... myślą sobie w najlepszym wypadku - wariatka!!! Niestety nic nie jestem w stanie na to poradzić... jakaś siła w mojej głowie mówi mi - idź umyj go, umyj ten cholerny kieliszek... i tak z tysiąc razy... ufff Ewka ma to samo ufff...


Chcecie więcej... ależ bardzo proszę - mam spore portfolio... Ubrania przykładowo... w mojej szafie wiszą na baczność to oczywiste... ale dodam kolorami... od najjaśniejszego do najciemniejszego... taki próbnik kolorów pantone... dobrze, że nie mam zbyt bogatej kolorystyki w swoim stylu, bo bym musiała raz w tygodniu zostać w domu z moją szafą... ufff Ewka ma to samo ufff... hmmm, ale ona jakby nie jest do końca normalna...

Albo świeczki ot tak niby taki dodatek do życia... jak czuję, że mój zapas aktualnie nie pozwala mi na podpalenie całego osiedla... czuję się nieswojo... zaczyna mnie smyrać za lewym uchem... natychmiast muszę uzupełnić braki - małe, duże, okrągłe, pachnące, kolorowe - na szczęście jest Asia, która jakby cierpi na to samo ufff.

Coś mam też z włosami... zaczynam podpadać pod zalotnicę... muszę ich dotykać często... jakbym chciała się upewnić, że nadal tam są... poczochrać trochę... poczuć kontakt... i tak non stop... a nie daj bosze trafić na jakieś lustro po drodze... z głowy mam jakieś 5 minut dotykania... fetysz jakiś czy co - Sylwia jesteś moim wsparciem w tym temacie :).



Jest też obsesja smarowania i wygładzania ciała - to mnie na poważnie denerwuje... po każdej kąpieli / prysznicu bez względu na porę muszę się wysmarować różnymi specyfikami... peeling zrobić, siedem warstw nałożyć - różnych w różne części ciała dla ułatwienia - bo siedem jest magiczne z natury :). Inaczej czuję, ze nie mogę oddychać... jak jakiś płaz czy coś... Aga ufff wiem, że mnie rozumiesz :).

Albo bielizna... żadna siła nie jest w stanie mnie zmusić do założenia czegoś od kompletu... chyba, że naprawdę, ale to naprawdę pasuje jakiś uniwersalny model stringów z Intimissimi. Jeśli chodzi o góra - dół to mam tak też z kolorem paznokci... ten sam góra dół i nic mnie nie przekona, że trendy, że moda - nie i już...

Nie wspomnę o zakupach... bo to zupełnie oddzielny wątek... 

Czuję teraz, że potrzebuje grupy wsparcia... czy ja nadal jestem normalna??? HELP HELP HELP!!!

Na szczęście wiem, że faceci też mają swoje natręctwa i obsesje... zatem nie dekoduję, tego jako ułomność natury kobiecej... mimo to czuję, że potrzebuję pomocy... niech ktoś mi powie, że też tak ma.................



kasia



photo: pinterest.com

piątek, 23 marca 2012

termoregulacja

Przeszłam się nogami troszkę po słońcu dzisiaj i wróciłam zdruzgotana... Jak można dzisiaj w taką pogodę (zero chmur, mega słońce, jakieś duże naście na plusie) w kozakach do kolan... w kurtce zimowej... i z szalikiem... albo w berecie. Dżizus!!!

Zatem przesłanie teraz będzie na dzisiaj: Sezon na 'zero pończoch pod spodniami' uważam za otwarty!!! 



My z Ewką trenujemy już tę opcję od jakiegoś czasu, ale jak wiadomo nie jesteśmy tak do końca normalne... i mamy zaburzoną termoregulację i jakby problemy z odczuwaniem zimna. I pończochy do sukienki zimą przy minus 25 stopni, albo japoneczki na śniegu mogą budzić pewne zdziwienie... rozumiem poniekąd staram się... Ale to tylko kwestia siły przekonywania siebie samej zwyczajnie - Nie jest mi zimno, Nie jest mi zimno... jak mantra i po kilku dniach zaczynasz w to wierzyć i możesz nawet w samej bieliźnie zimą na balkonie sobie stać na luzie i nic Cię nie rusza :). 

Ale dzisiaj to już przesada - nic nie musicie sobie wmawiać - jest ciepło i kropka! Rozebrać się zatem proszę! Choć trochę, bo mi słabo jak na to patrzę. A kozaki są na śnieg taki po kolana, poniżej kolan można też w szpileczkach tylko 'letko' bardziej trzeba uważać na lód! Ja się dzisiaj zastanawiałam czy szpileczek z odkrytym palcem nie założyć bo stęskniłam się bardzo... a obok panna w kurtce puchowej i kozarach. Nie wiem czy się do jutra otrząsnę.

Jak przyjdzie czas na sezon na 'zero pończoch do sukienki' też damy znać!!! Intuicyjnie wyczuwam, że to już niedługo :)

kasia


p.s. a mówię moim sąsiadom! nie jest mi zimno! nigdzie! ani w stopy, ani w ręce, ani w kolana, ani w uszy, ani w tyłek jak na glebie siedzę. I nie narzucajcie na mnie pliz tych kufajek, bo oszaleję!!!

ewa


p.s. ewa lubię to! i tu kieruję pozdrowienia dla moich sąsiadów i znajomych również :)


kasia

photo: shape.com

nic mnie nie zabije!

Ostatnie dni uświadomiły mi, że umysł kobiety jest jednakowoż dziwnie skonstruowany to fakt, ale zarazem wspaniale. Aktualnie mój umysł generuje jedną upierdliwą myśl - Nic mnie nie zabije! To pewne! Ma rację ten umysł, mimo że fakty świadczą zupełnie o czymś innym... i wiecie co wierzę mu Nic mnie nie zabije! No chyba, że inna kobieta - bo na pewno nie facet never - oni są bez szans i tej myśli należy się trzymać! Ale kobieta? hmmm to zupełnie prawdopodobne... mam dowód... gdyż tym konkretnym przypadku tą kobietą jestem ja sama. Jedno jest pewne będzie spektakularnie na bank. Skąd ta teza?

Bo jak sobie coś umyślę w tej swojej pięknej główce to... diable chroń mnie... bo buk już dawno o mnie zapomniał. 

Ale do brzegu... przykład na wspaniałość i siłę umysłu kobiety... na teorię, że zagrożeniem dla kobiet jest tylko i wyłącznie inna / lub co gorsza .. dżizus... ta sama :) kobieta... ot tak pierwszy lepszy z brzegu (bo mam ich aktualnie pod dostatkiem). Bardzo proszę...

Dopadło mnie to cholerstwo na W... WIOSNA w sensie, niestety. Postanowiłam przegląd zrobić garderoby - co to za pomysł??? - w sklepach nju kolekszon trzeba sprawdzić w co celować. Tak jakby to miało jakieś faken znaczenie. Wiecie o czym mówię - bieganie w gaciach po garderobie i chaotyczne wrzucanie na siebie różnych pozycji ciuchowych z paniką w oczach.


I stało się - mój umysł wspaniały dokonał samookaleczenia i jedno jest pewne w najbliższej przyszłości  postanowił mnie zabić... a jednak da się :)! Otóż to pewne - już wkrótce umrę z głodu, a następnie zostanę wciągnięta przez bieżnię i poszatkowana na kawałki - małe! mega szczupłe znaczy się. A gdybyście wiedziały jaki ten umysł był zachwycony tą swoją kreacją łłłłaaaaa. Podczas gdy on - ten umysł rozkoszował się jakże plastycznie tą wizją - odbieram telefon. Dzwoni kumpela - że cześć, że spotkanie, że kawa, że schudła 10kg i czuje się świetnie i pięknie. No kochana!!! zaprawdę powiadam Ci - spier.....j mi z tym mesydżem, bo ja tu w bikini przed lustrem stoję i mam dość wrażeń na ten moment. A kawa bardzo chętnie z Tobą zawsze - pozdrawiam :) Low Fat ofkors!

Jak już mówiłam diable chroń mnie bo umysł kobiety jest wspaniały i bardzo kreatywny :)
Co za shit z tą wiosną!

Wniosek na wiosnę jest jeden: będę miała małe... wróć!... szczupłe cycki - ała! trudno... przynajmniej 'nie będą klaskać w pozycji na jeźdźca!'



... ot taki sobie przykład... o umyśle kobiecym...

kasia




photo: stilinspiration.blogspot.com

czwartek, 22 marca 2012

'nude' style



Butki w kolorze 'nude' przeżyły już prawdziwy renesans w poprzednim sezonie. Rok temu jeszcze sama z lekkim niedowierzaniem podchodziłam do tego tematu. I chociaż nowości się raczej nie boję, to jakoś tego koloru nie czułam. Teraz takie buty to jak 'mała czarna' - produkt obowiązkowy! Trzeba mieć je w szafie, bo pasują właściwie do wszystkiego i są odpowiednie na każdą okazję. W dodatku teraz, kiedy sklepy są zarzucone ciuchami w kolorach bardzo konkretnych i wyrazistych (pomarańczowy, zielony, 'mocny' niebieski), buty typu 'nude' są prawdziwym wybawieniem (nie trzeba mieć piętnastu kolorów - wystarczy jeden). Tak nie bardzo wiedziałam natomiast jak poradzić sobie z torebką do tego cholerstwa - bo chyba nikt nie ma wątpliwości, że właśnie wróciłam z zakupów z jedną taką parą i stąd to całe natchnienie ;).

Moje są szpilkami - lakierkami, bez odkrytego palca (bo mamy 13 stopni na zewnątrz i nadal trzeba pończoszki nosić). Pogrzebałam w necie trochę, bo nie bardzo widzę się z lakierowaną, beżową torebunią pod pachą.

W necie mówią tak:

Opcja A: oczywista oczywistość, czyli to samo - beżowy lakier buty i identyczna torebka - taka bezpieczna klasyka i tyle. Tylko jakoś lakier na torbie hmmm...no nie wiem..

Opcja B: torebka w kolorze reszty, czyli jak niebieska kiecka to niebieska torebka a buty sobie istnieją niezależnie i są oczywiście 'nude'.

Opcja C: totalny odpał, czyli na zasadzie kontrastu do butów, ale żeby się ze sobą 'nie gryzło' – tutaj chyba chodzi o to, że jeśli jesteś gwiazdą to cokolwiek zrobisz będzie ok i może to nawet zostać uznane za nowy mega trend. Jeżeli mieszkasz na blokowisku to nie ryzykuj, bo pomyślą, że masz problemy z oczami.

To opcja B, chyba mi odpowiada.

Butki "nude" mają jeszcze jedną ważną zaletę...'zlewają' się z nogą i masz jakieś 10 cm na długości nogi do przodu :). I to chyba najważniejszy argument 'ZA'.



A jak do tych butów dorzucimy kokardkę w dowolnym kolorze z "follow me" to powstaje zupełnie nowa para:). I czy to nie wspaniała wiadomość aby?




ewa

striptiz - żenada czy sztuka?

Ostatnio zatrzymałam się chwilę na artykule, który znalazłam wieczorową porą w necie. Dotyczył najlepszych, zdaniem autora, striptizów wykonanych przez piękne aktorki. Przejrzałam to... ot tak z ciekawości człowieczej. 
Zawsze zastanawiałam się, co tak właściwie kręci facetów w tym tanecznym rozbieraniu się przez babki... bo ja nie bardzo czuję akcje w stylu chippendales. Chociaż, jak już wcześniej pisałyśmy tutaj, jesteśmy RÓWNIEŻ wzrokowcami.

Tańczący w majtasach facet - trochę niby bawi, trochę rozśmiesza a po 5 minutach nie wiem właściwie o czym to jest i po co właściwie. Smętnie i zawsze to samo...W każdym razie dam radę na tym spokojnie zasnąć. A faceci? Już nawet nie mówię o ekscytujących, zwykle grupowych wizytach w klubach z "rurkami". Zakładam (przypuszczam, słyszałam :)), że  każda z nas spotkała się we własnym domu z taką propozycją i to raczej nie raz. 
Aktualnie, właściwie każda szanująca się szkoła tańca prowadzi zajęcia dla babek pod hasłem "taniec erotyczny", " taniec dla kobiet" czy "taniec na rurze". Znaczy - jest popyt :).

Po obejrzeniu "tanecznych" fragmentów z filmów, obiektywnie jednak stwierdzam, że jest coś w tych babkach co DOBRZE swoją robotę robią. Estetyczne to jest na tyle, że przejrzałam całą siódemkę z rankingu. Umiejętności, gibkości i świadomości własnego ciała można koleżankom z branży aktorskiej pozazdrościć. I wiecie co chłopaki? Czasem wiecie, co dobre:). Bo wielką sztuką jest fikać takie kozły i kręgosłupa sobie nie połamać!:) A poza tym jesteśmy zwyczajnie ładniejsze!
A poniżej macie całą roztańczoną siódemkę. Może być nawet w celach instruktażowych, jeżeli ktoś chce..! Jak dla mnie Demi wymiata! Ech!

1. Kim Basinger w filmie "9 i 1/2 tygodnia"




2. Scena z filmu  "Dziewczyna mojego kumpla"




3. Rebecca Romijn w filmie "Femme Fatale"




4. Salma Hayek w filmie "Od zmierzchu do świtu"




5. Demi moore w filmie "Striptiz"




6. Sophia Loren w filmie "Wczoraj, dziś, jutro"




7. Jessica Alba w filmie "Sun city"






..no to teraz przegrzebujcie sobie YOU TUBE-a :) i bawcie się dobrze!

ewa

photo: onet.pl





środa, 21 marca 2012

emocje na sznurku

O prezentach dla babek rzecz będzie teraz. Skomplikowana to sprawa. Zawsze, gdy nadchodzi jakaś ważna data w życiu mojej przyjaciółki ja właściwie z zegarkiem w ręku mogę obstawić czas, w którym jej mąż wykona do mnie telefon. Jak nie dzwoni zbyt długo, to się nawet niepokoję trochę... ale raczej nie zawodzi!
Na jakiś tydzień „przed” dzwoni i pyta: Wiesz co, ja mam już jakiś SWÓJ pomysł, ale powiedz mi co Kaśka chciałaby dostać?
Zwykle wiem JTelefon do przyjaciółki - to bardzo skuteczna metoda na doprecyzowanie co kupić kobiecie i  rozczulić ją tak prawdziwie i do głębi...

Zdarzyło mi się słyszeć o najdziwaczniejszych prezentach na świecie, które mimo swojej dużej dawki abstrakcyjności potrafią nas rozłożyć na łopatki... no i pozostają w pamięci na wieki!
Ryba wędzona – z uzasadnieniem „bo lubisz”, śliwki węgierki – „bo zdrowe a kwiaty przecież zwiędną” (no...fakt ciężko zjeść kwiaty!) czy 5 metrów drewna do kominka na zimę zrzucone z przyczepki na podjazd przed domem (to jest dopiero prawdziwa fantazja!).

Faceci kreatywni często „podarowują” muzykę. Taki wygrzebany, nie koniecznie najnowszy przebój… zgrany na płytę i z przesłaniem jakimś. Czyli jak babka tego wysłucha, to czegoś tam się dowieJ. Czegoś co ON chce powiedzieć oczywiście. Fajowe!

Oczywiście nieśmiertelne są kwiaty, najlepiej "wystylizowane" na bukiet niechlujny, czyli taki niby zerwany samodzielnie na polu :). A jeśli zostaną wysłane są do pracy (bo zobaczy to przecież ze 100 innych kobiet!) i to niby ANONIMOWO, no to już prawdziwa bomba!

Czasami facet robi prezent sam sobie. Czyli kupuje Ci sesję buduarową, a potem sobie dzieło to podziwia. W zasadzie to nawet miłe, że nadal chce to oglądać... Absolutnie powalający jest fakt, że taki fotograf, co te buduarowe sesje strzela, ma pod ręką butlę wina, którą każe Ci po wejściu do atelier prawie na raz wychlapnąć, bo inaczej swojej pracy w spokoju nie wykona! No way!
Chciałabym też w tym momencie dodać, że krem na cellulitis to nie jest kosmetyk! To wkurwiające i niewybaczalne naruszenie naszego dobrego samopoczucia! Podobnie jak za duże stringi i zbyt mała górna część bielizny! Aha! I rzadko też pijemy likier jajeczny, czyli tak zwany Adwokat... oraz gęste jego wszelakie pochodne. Nie wiem co ja mam z tym niby zrobić? Ciasto?

Ostatnio dość popularne robią się "emocje na sznurku" a pochodzą one z przeróżnych salonów, saloników i produkcji domowo-garażowych. Faktycznie wszystkie mają jakiś własny i wyjątkowy urok. Jakoś szczególnie czuję sentyment do Lilou. Śliczne to, oryginalne... zamawiasz co chcesz, zestawiasz jak chcesz, w stylu w jakim chcesz i piszesz na tym też co chcesz - jakieś miliony możliwości!













Może przyjdzie taki czas, że listing prezentów szczególnie pożądanych stworzymy. Taki ściągo-gotowiec:). Ale czy to aby nie zabije kreatywności?

ewa

photo: new.lilou.pl

wtorek, 20 marca 2012

o o o o... orgazm...


'Słuchajcie mnie sensowne panienki :)'  Król Julian :)

Może się tak zdarzyć, że od dziś zapisanie się na zajęcia jogi może stać się utrudnione. Otóż wczoraj RMF FM podało, że opublikowano badania, że kobieta jest w stanie osiągnąć orgazm ćwicząc… :)

Wiedziałam, że jesteśmy w tym względzie uprzywilejowanym gatunkiem… ale ta wiedza poszerza moje horyzonty. Otóż podobno… badania wskazują, że najbardziej prawdopodobne jest osiągnięcie orgazmu podczas zajęć jogi… podnoszenia ciężarów… lub robienia brzuszków… Przebadano dużą grupę kobiet :)


Jak wiadomo kobiety sporo gadają o seksie w przeciwieństwie do facetów… 
Facet pyta Faceta…. jak było? A ten… super…
U kobiet zatem jest intrygująco inaczej… dzielimy się szczegółami… (ja na Waszym miejscu Panowie zaczęłabym się bać…). 

Dodanie orgazmu wynikającego z ćwiczeń fizycznych może nieść sporą dawkę świeżości w babskich pogaduchach… To wspaniałe, gdyż rutyną staję się poruszanie w kobiecym gronie typowych rodzajów orgazmów… A wszystko zaczęło się od Freuda, który blisko sto lat temu stworzył teorię o rozdzielności orgazmu kobiecego. To właśnie on wprowadził nazewnictwo obowiązujące do dziś: orgazm łechtaczkowy i pochwowy. Wiedziałyście? 

Dzięki bogu… dziś wiadomo, że sprawa jest jakby bardziej skomplikowana…

Lew-Starowicz pisze: „U kobiet zdolność przeżywania orgazmu jest zjawiskiem wyuczonym, nabytym, na który to proces mają wpływ nie tylko czynniki biologiczne (genetyczne, hormonalne, neuroprzekaźniki, anatomia, reaktywność układu nerwowego, naczyniowego, mięśniowego), ale także, a może nawet przede wszystkim czynniki psychiczne. Dla wielu kobiet orgazm jest nierozerwalnie połączony z poczuciem wartości, a jego przeżywanie staje się warunkiem komfortu psychicznego i umożliwia docenianie i akceptację własnej kobiecości...”

Mądry gość… ale nie ma to jak pogadać z koleżankami…

Otóż orgazmy: łechtaczkowy czy penetracyjny są podstawą… ale dolewając więcej wina w kieliszki… koleżanek… można dowiedzieć się, że są również inne rodzaje tego szaleństwa. 

Orgazm erogenny… stref erogennych… wiadomo że każda z nas takowe posiada… Zatem może wystąpić orgazm podczas pieszczot karku, szyi, uda czy stopy… często jest też nazywany orgazmem strefowym… jak kto woli… dla mnie whatever :)

Orgazm wielokrotny, multiplikowany… czy jak to zwał… w każdym razie dużo tego szaleństwa, w krótkim okresie czasu :) nie będę podawać liczb… to jest ta wyższość naszego gatunku… myślę że dziesięciokrotność doznań… w odstępie kilku minut zabiłaby tych osobników z Marsa na bank :) i koniec tematu!

Nie należy tego jednak mylić z orgazmem długotrwałym… to osobna bajka i jakby wyższa jednak szkoła jazdy… Różnica miedzy orgazmem wielokrotnym polega na tym, że poziom odczuć jest non stop taki sam… i może trwać… uwaga! od 15 – 30 minut (dłużej… niż  30 minut źródła wywiadu  nie zanotowały :)) Co ważne są to doznania zarówno fizyczne, somatyczne jaki i przede wszystkim psychiczne… Charakteryzuje się nienaturalnym spięciem mięśni zewnętrznych jak i wewnętrznych… i sporadycznym oddechem… W tym przypadku zastosowanie żeli nawilżających nie powinno być dla Was Panowie ujmą na honorze…

Jest jeszcze orgazm… wzrokowy… hmmm nie tylko Wy Panowie jesteście wzrokowcami… Jeśli kobieta trafi na swój typ… taki do granic piękna… jest w stanie osiągnąć stan ekstazy patrząc lub ewentualnie delikatnie stymulując się lekkim dotykiem ciała partnera… 

To nie koniec… jak donoszą skrypty historyczne czy też podania ludowe... pod wpływem większej ilości czerwonych trunków :) jest jeszcze coś takiego jak orgazm wszechogarniający… całkowity… czy też totalny… To taki „All In One”… życzę każdej kobiecie… :). Reakcje na taki orgazm dotyczą absolutnie całego ciała jak i psychiki… Odczuwany bardzo indywidualnie… począwszy od samej głębi psychiki, ciała… aż po każdy najmniejszy mięsień… czubki palców… Drży nawet Twoja dusza… Wtedy… podobno :) pojawia się wytrysk u kobiety… hmmm… ale to pozostawimy jako legendę… Do not panic :)




Pewnie nie wymieniłam wszystkich... bo jak wiadomo kobiety są bardzo kreatywne... pozostawiam przestrzeń dla Was...

Zatem moje drogie… podsumowując tę lekturę opartą na zasłyszanych historiach… mnie joga jakby nadal nie przekonuje... bo nuda :)… brzuszki bardziej jakby z innych powodów :)… 

kasia



photo: malinconialeggera.tumblr; piccsy.com


poniedziałek, 19 marca 2012

7 babskich grzechów na wiosnę


Jak wiosna przychodzi to zawsze wraz z nią wiele ciekawych zjawisk, które powodują, że muszę chwilę się nad nimi zatrzymać i zastanowić. Teraz procesuję: dlaczego kobiety lubią same sobie w kolana strzelać?
Ja wiem, że z nami natura obeszła się nieco surowiej. Facet się ogoli, umyje, pod pachą posmaruje czymś na smrody, ubierze się i jest ok.
Przypominam jednak – nie jesteśmy facetami!– musimy o kilka czynności więcej wykonać, by móc się legalnie oczom innych objawić.

No to jest ta wiosna, wyjść z domu i rozebrać się ciut trzeba i co ja widzę..

1. Włosy na nogach – takie pojedyncze czarne kikuty sterczące.. bo zapuszcza, żeby depilatorem przejechać jak lepiej odrosną  – inaczej depilator nie „chwyci”.
Drogie Panie! Depilator to wynalazek z poprzedniej epoki. Należy to wyrzucić. Z prostych pomysłów: jest wosk, krem i maszynki. Narzędzia te (choć prymitywne z pewnością!) pozwalają Wam wyjść do ludzi bez sterczących kikutów na nogach. Zdecydowanie polecam! 
A i jeszcze jedno. Nogi depilujemy zawsze! Pod jeansy też:)

2. Stopa – zimą ukrywana i do klapka teraz wystawiona. Dziewczyny, skoro już uważacie, że paznokci  u stóp zimą malować nie trzeba - to trudno, (chociaż nie bardzo rozumiem dlaczego. Bo nikt nie widzi? Ty widzisz! Twój  facet widzi! Helouuu!) to teraz jest czas, aby o ten temat jednak zadbać. Żółty paznokieć nie jest fajny. I pięta jak u Flinstona również!

3. Bielizna – skoro już pragniesz kobieto mieć rubasznie ramię wystające spod bluzeczki z duuużym wycięciem dookoła szyi - to dobry znak. Bo to nawet sexi jest. Ale wtedy widać ramiączko. Prawe lub lewe. I ono – owe ramiączko - powinno mieć taki kolor jaki mu fabryka pierwotnie nadała. Mam na myśli wszelkie odmiany szarości pochodzące od przyfarbowaniej wielokrotnym praniem bieli lub spranej czerni. Absolutna dyskwalifikacja!

4. Się zimą pojadło - teraz ciasno wszędzie. Trudno. Czasem smutki trzeba zakąsić czymś smacznym. Wiem. Nawet znam i rozumiem. Ale ciuchy o 2 rozmiary za małe nie wyszczuplają! Oj nie! Zasada jest jedna. Zanim wyjdziesz z domu, stań przed lustrem i popatrz dokładnie. Jeżeli nie masz pewności czy jest ok...to zapytaj jakieś dziecko o zdanie. Dzieci są szczere! Jeszcze nie wiedzą, że trzeba kłamać i bzdury opowiadać, żeby być lubianym :).

5. Makijaż - jeżeli skończyłaś 25 lat, powinnaś wiedzieć co to jest. 
Jeżeli skończyłaś 30 lat - masz obowiązek wiedzieć co to jest.
Jeżeli skończyłaś 35 lat - nigdzie się bez niego nie ruszasz. 
Enter. 
Koleżanki Drogie! 
Matka Natura wymyśliła różne fajne rzeczy, ale nie wszystkie są doskonałe. Poprawcie te lica trochę chociaż, bo rumiane z natury byłyśmy dawno dawno temu! Ja nie namawiam do codziennej pracy szpachlą, ale pędzelek proszę przed każdym wyjściem do ludzi do łapki wziąć! Nawet jeśli ten dzień przeznaczony jest głównie na gotowanie rosołu, to postaraj się być babką, co gotuje rosół i ma ładną twarz...przy okazji.

6. Skarpety kobiety - czasami mam wrażenie, że popularna antygwałtka nie jest już największym problemem.. Powoduje wprawdzie lekki niedowład w stopach (gdyż ogranicza dopływ krwi do nich) i uroczo zdobi damską łydkę, ale sprytnie ukryta może ostatecznie pozostać niezauważona. 
Jednak osławiona antygwałtka ma już dość wybitną konkurencję! To "męska" czarna skarpeta noszona przez kobietę! Taka z grubej i ciepłej bawełny. Ja Was błagam! Nie ma takiego buta na świecie, co by do tego pasował! No chyba, że kalosz..

7. Włosy - przede wszystkim trzeba myć. Nawet ściągnięcie ich gumeczką z tyłu nie ratuje sytuacji. No i ważna sprawa. Włosy o poranku noszą znamiona póz, które w nocy na podusiach łapałyśmy. Zwłaszcza z tyłu. Ja wiem, że na tył głowy lustro nie sięga, ale może warto ręką sprawdzić ilość "odleżyn" na tyłach?





No i niby baza taka a jednak często trudna w zastosowaniu. 
Pamiętajcie babki!
Niby, że kot to tylko kot.
Ale można być rasową kocicą lub też kotem ze śmietnika!
I wiek oraz ilość posiadanych dzieci nie mają tu nic do rzeczy!

ewa


photo: fotolia.pl

tajemne moce

Zagłuszanie myśli różnych, skotłowanych, zagubionych, zakazanych, nawarstwionych, utrudnionych, niewygodnych, przyjemnych również... to taka super zajebista umiejętność kobiet, unikatowa dla naszego gatunku... dodam w pełni akceptowana przez płeć przeciwną :) zatem uważam, że należy z tej umiejętności korzystać... jakby... hmmm...

Dzwonię do moich przyjaciółek... że to, że tamto, że owamto...  i co słyszę... ożesz... zajmij się czymś... przestań herezje tworzyć hmmm... czyli, że co... że zagłuszanie - bardzo proszę! Umiem!

Na czym to polega?... hmmm... nie wiem tylko czy nie zdradzam teraz jakiś sekretów naszego super gatunku i czy nie sprzedaję mega tajemnej wiedzy Zakonu Posiadaczek Jajników... czy innych tajemnych organów! Jeśli tak... zgadzam się... możecie mnie spalić na stosie... w końcu jestem czarownicą... mam różne istotne atrybuty - kolor czarny wpisany jest w moją duszę, mam szpile, kota, piję płyn co przypomina krwawą historie na litry... i nadal mam trzeźwość umysłu - zatem nie szkodzi mi, a karmi mnie raczej... nie wspomnę o innych rytuałach... które uprawiam... o których szaaaaaa...


Zatem na czym polega zagłuszanie myśli... otóż kobieta taka jak Ty czy Ja potrafi w tej kwestii dokonać niemożliwego... dotykając prostych, przyziemnych czynności jednego dnia!!! Takich jak: zrobić 4 prania, uprasować większą stertę, obiady uczynić co najmniej trzy różne, pościel wymienić bo już czas nawet jak już nie czas, posprzątać kilkadziesiąt metrów kwadratowych, grzebnąć w czymś głębszym i trudniejszym jak np. w wymianie ciuszków zimowych na wiosenne, ogarnąć ogródek... coś tam umyć, coś postawić... w domu coś przestawić, peeling ciała zrobić, zmienić coś bo nuda, ulepszyć bo nie działa, poskładać bo nieposkładane, uporządkować, o włosy zadbać bo to konieczność nawet przy czynności zagłuszania, selekcji jakieś dokonać, bo przecież się już nic nigdzie nie mieści, ogórka na oczy położyć bo jakby worki... są czy coś, gości zaprosić, pazur odświeżyć na czerwono w między czasie, imprezę wyprawić... pograć w gry towarzyskie z wypiekami... potańczyć co by mięśnie rozluźnić...  w pełnym makijażu, na szpikach, pożegnać gości, dziecko utulić, baję przeczytać, w necie do późna posiedzieć, bo jednakowoż trzeba być na bieżąco... i następnego dnia wstać o 8.30... i nie mieć dość...

I niech ktoś mi powie, że nie jesteśmy zajebiste!!! A jaki umysł oczyszczony... Tajemna wiedza Tajemna umiejętność Tajemna siła... i dobrze niech się boją... bo mają czego :)

kasia





piątek, 16 marca 2012

gdy coś wronę oczaruje...


Wronki krążą po sklepach dość często. Podglądają, dotykają… no trochę też kupują.  A ponieważ gospodarstwa swe domowe prowadzą, lubią do domu coś designerskiego czasami przytargać. 
Ostatnio oczarowała nas kolekcja kuchennych znakomitości z firmy, która zwyczajowo kiecki i spodnie dla nas szyje. Oj cudeńko to wielkie. Dodatkowo dostępne aktualnie w dość nietypowym miejscu, bo w sieci hipermarketów Alma. Alma lubi czasami poszaleć z takimi cudeńkami i właśnie dlatego jest naszą kumpelą.

A oto prawdziwe śliczności!










Oczywiście sklepy internetowe też w tym temacie mają sporo do powiedzenia, zwłaszcza jeśli chodzi o kolorystykę!

wrony dwie


czwartek, 15 marca 2012

pi pi pipipipi pi

O pipczeniu będzie to tekst, gdyż się zainspirowałam. Pipczenie to cecha kobiet - jakaś wada genetyczna czy coś w ten deseń - chromosomu nam najwyraźniej jakiegoś brak, który jest odpowiedzialny za niepipczenie. Są i takie egzample co nie mają ich co najmniej kilku (tych chromosomów) i zamiast mówić zwyczajnie tylko pipczą - pipczą do faceta, do dziecka pipczą (ale to już opowiastka na inny czas), a jak zaczynają pipczyć do kobiety włącza mi się odruch 'RUN RUN'. 

Bo na przykład wchodzę sobie gdzieś tam, witam się z kobietą a następnie słyszę 'Czego myszeczka się napije'? Ożesz ja pierdole!!! - mam błyskawice w oczach, ale spoko! nauczyłam się już nad nimi panować, żeby nie spowodowały utraty prądu w połowie dzielnicy i niezwykle miło odpowiadam jakże przesympatycznej doprawdy tej kobiecie: 'Nie wiem - znajdźmy tę myszeczkę i się spytajmy, a ja tymczasem poproszę kawę'.


I dzisiaj stoję sobie swobodnie zupełnie, a obok laska rozmawia ze swoim partnerem... życiowym raczej... I nie słyszę nic innego tylko pipi pipipipi aha aha no tak pipipipipi pi pipi pi. Zwykle zagłuszam się, wyłączam ale dzisiaj nie! Postanowiłam się ukarać... ostatnio bardzo lubię sobie wymyślać różne zajefajne kary - po czym mam ochotę się zabić gdyż to mnie zabija. Zatem idąc tym kreatywnym nurtem pt. 'żałuj za grzechy' postanowiłam posłuchać... 
Otóż przez 3 minuty tejże rozmowy o niczym usłyszałam tyle pipczenia, że wystarczy mi na miesiąc: misiaczku najmilszy, rybeczko kochana, słoneczko cieplutkie, koteczku puszysty, miśku pluszowy, skarbulku złocisty (hmmm ciekawy kolor), kochane kochanie, żabulko moja... ...więcej grzechów nie pamiętam, za wszystkie bardzo żałuję... yyyy nie, nie za wszystkie :) jednak :).

Dobra ok. ja wiem każda z nas pipczy - mnie też zdarza się w przypływie jakiś emocji pierdolnąć coś o żabce. Dżizus!!! Ale wtedy się wystraszam i co... kara... kara musi być! Natomiast na miłość boską ile tych zwierząt milusińskich można wymyślić w 3 minuty... Mnie śniadanie powiedziało dzień dobry ponownie! A ten facet to chyba przypomniał sobie to z zeszłego tygodnia nawet - buła z serem na bank!

Ciekawe, że w pipczeniu przeważają zwierzęta... rybki, żabki, misie, kotki - ciekawe czemu nie pieski, albo słonie - fajne trąby przecież mają...

Ależ mówmy do naszych facetów czule - bardzo proszę!!! Ja lubię Kochanie i lubię też być nazywana Słońcem - bo lubię słońce. Ale zatrzymajmy się na jakiś dwóch wybranych frazesach. Znam parę gdzie ona mówi do niego 'jeżyku' bo on Jurek jest i w ogóle mnie to nie drażni, albo znam też taką gdzie on jest kotem - 'kocie podaj mi sól' - spoko.

I wcale nie chodzi mi o skrajności, że od razu Albo rybka Albo pipka... A karasie... to już wiadomo co...

Umiar!


kasia


photo: reddit.com

czy facet to świnia?

Zaczynacie podrzucać nam tematy. I genialnie! Piszcie na maila, czy gdzie tam chcecie. Do dzisiejszej rozprawki wybrałyśmy problematykę z maila od Aśki.
Aśka! z Twoim potencjałem możemy mieć materiał na 2 miesiące:).

Aśka, prosiła o poruszenie 2 wątków. Taki apel do przeciwnej płci, krzyk rozpaczy, błagalne westchnienie!
Pierwszy wątek to "chorcowanie w nochalu", drugi - "drapanie po jajach". My dorzucamy jeszcze trzeci, bo pasuje tego wyszukanego klimatu, czyli "sikanie do rowu". Zaczynamy zatem.

Chorcowanie w nochalu
Drodzy Panowie!
Szyba w samochodzie to nie lustro weneckie niestety! Ładuj sobie chłopie paluchy w dwururkę w zaciszu domu swego! Są podobno przypadki, które kopiąc po łokcie w babolowym  wąwozie, gapią się w lusterka i swą aktywność dodatkowo podziwiają. A podobno to MY nie wiemy do czego lusterka w samochodzie służą. Fakt, mimika ich twarzy w trakcie dłubaniny oszołamia wręcz. Nie chcę nawet myśleć gdzie do cholery magazyn na wykopaliska mają zorganizowany.

Drapanie po jajach
Drapanie TO ma charakter jakby nieuświadomiony. Pojawia się zwykle podczas rozmów telefonicznych (i chodzenia ze słuchawką w różnych kierunkach) a jest jeszcze gorzej, gdy atakuje nas podczas rozmowy face to face. W mózgu rozmówcy (a raczej rozmówczyni) pojawia się wtedy uporczywy odruch, który nie pozwala oderwać oczu od tego procederu. NO CHCESZ nie widzieć! Oczy twe widzą jednak TEN proceder, ale mózg nadal nie chce uwierzyć, że TO się naprawdę dzieje. Niestety! Dzieje się. I trwa jakby wieki. Wielkie oczy rozmówcy, wywalone na wierzch z zadziwienia oraz brak możliwości skupienia myśli na temacie nie zniechęcają wcale drapiącego się. Merda, przerzuca, żongluje poufale jakby to ping-pong był. No jasna cholera!!!
Jest jeszcze jeden typ, mieszczący się w tej kategorii i nazywa się "przysiadający półdupkiem na Twoim biurku". Siada, jakby przypadkowo, ot tak pogawędzić sobie i owe "jaja" znajdują się w odległości 10 cm od Twojej twarzy. Duże szczęście macie Panowie, że cyrkle już wyszły z obiegu!

Sikanie do rowu
Czy ktoś widział kiedyś babkę co kuca na trasie Warszawa - coś tam i sika swobodnie dupsko na trasę lub w przeciwną stronę wypinając? Żeby striny zdjęła pod płotem i osikiwała sztachetki? Albo na przystanku... no tak stoi sobie babka i nagle niby czyta citylighta, ściąga majty i sika na płytę chodnikową lub pobliską trawkę. No ja się teraz pytam. Widział ktoś? A facet? Stoi sobie palant jeden. Sika w stronę "nie pod wiatr" a że ta strona jest akurat tam gdzie komunikacyjny ciąg...Nic to przecież! A może człowieku durny, ja ptaka Twego oglądać nie chcę, co?
Poza tym, czy Wy do cholery macie pęcherzyki jak orzeszki? Ucisk jakiś? Bo to normalne nie jest, żeby dorosły człowiek 5 godzin bez sikania nie wytrzymał.

A teraz zastanówmy się może wspólnie. Czy można by ponegocjować z Wami dłubaki jedne? Wy mniej dłubiecie, My mniej gderamy!
Tym, którzy nad odruchami owymi panują (bo i tacy są oczywiście!!!) z całego serca dziękujemy.
Świat z Wami jest jakiś piękniejszy!

Jeżeli codzienne życie dostarcza Wami równie ciekawych spostrzeżeń:) - piszcie!
A na pytanie tytułowe każdy sam musi sobie odpowiedzieć:)

ewa






photo: google.com

środa, 14 marca 2012

killing me softly - rozwiązania czas!

Mój synek zapytał mnie ostatnio: "Mamo? A jak wycięli Ci z brzucha to dziecko, to był najgorszy Twój dzień w życiu?"
Nie synku! To był dość dziwny, ale jednak najlepszy dzień w moim życiu!

Porodówa – dzień sądny!

Zaczyna się od bajora w klapkach. To wody. Bajoro pojawia się w różnych miejscach, masz fart jeżeli to będzie w szpitalu. Transport. Przydział tortur pokoju. Masz w głowie jedno: „zróbcie mi lewatywę plizzz”. Koleżanki opowiedziały Ci wcześniej co się stanie jeżeli nie zdążą. Faken! Muszą zdążyć! Muszą! Jesteś przecież damą! Za Tobą biegnie w amoku tatuś „obcego”. Jest w stanie agonalnym, sapie, bo waży aktualnie 100 kg (był w ciąży razem z Tobą!).

Faza 1
  • Każą chodzić w kółko to chodzisz. Jest 15.00. Chyba zaczyna Cię boleć. Oj tak!!! Boooooooli! Skurcze liczysz i ze stoperem odstępy między nimi sprawdzasz.
  • O godzinie 18.00 nadal chodzisz, ale już wiesz, że o 15.00 to nic Cię właściwie nie bolało. Teraz jest jakby ciekawiej. Przestajesz odstępy mierzyć, bo ich właściwie brak.
  • 19.00 – nogi odmawiają posłuszeństwa. Postanawiasz powiedzieć komuś, że rodzisz i mają Ci pomóc! Od tej pory kluczowe słowo to: rozwarcie. Cholerne „rozwarcie” mierzone jest w cm i jak pada liczba 10 to Ty nie masz już kontaktu z otoczeniem. 

Faza 2
  • Wnerwia Cię, że to tyle trwa. Wsadzają Ci więc w żyłę jakąś igłę na kablu. To przyjaciółka OKSYTOCYNA. Suka! Za 2 godziny - zabije Cię!
  • Z oddali słyszysz zwierzęcy ryk. To jakaś przyszła mamusia w sali obok. Ale jest w już w Fazie 3. Nie wiesz czemu się tak drze wariatka. Spokojnie, dowiesz się już wkrótce.
  • 20.30 - Kuuuuuuurwaaaaaaaaaaaaaaaaa!
  • Błagasz o znieczulenie! Odwołujesz wszystko co sobie obiecałaś. Ktoś spokojnym głosem mówi: jeszcze chwilka, jeszcze chwilka.


Faza 3
  • 21.00 - wymyślasz podstęp - namówisz "tatusia", żeby poprosił o cesarkę dla Ciebie. Grozisz mu, że umrzesz. Stara się. Olewają Go. On też umrze. To pewne, bo ma tętno 180.
  • 22.00 - zębami wygryzasz dziurę w aparacie do KTG. Słyszysz: małe rozwarcie, małe rozwarcie. Każą Ci się przewrócić na drugi bok. Kurwa, sam się fjucie na drugi bok przekręć! I wyjmij mi to dziecko, bo czuję, że Ci przypierdolę! Czujesz, że się rozpadasz na kawałki! A i owszem!
  • 22.30 - pytają Cię czy w porodzie mogą uczestniczyć studenci (jakieś 10 osób). Heeeee? Teraz to może wjechać nawet TVN 24 i w dupie masz TO!
  • 23.00 - nadchodzą ludzie w maskach. Świecą Ci lampą po gałach. Jakiś "silny" ściąga Cię z wyrka i na stojąco postanawia "wycisnąć" z brzucha ISTOTĘ. Kurwa mać! Masz w dupie co Ci każe. Wiesz, że to jest ostatni dzień Twojego życia. Spadaj kundlu! I Wy wszyscy też!
  • 24.20 - JEST! ON! Płacze. Leży na Tobie. Dlaczego ma takie włosy? Czarne? Tryliardy włosów! Czy to aby ten sam gatunek? Taki brudas i pomarszczony? Mówisz: cześć synku! Płaczesz. Studentki też płaczą biedulki. Jakby z zaświatów słyszysz - 10 punktów. Nadal żyjesz. To pieprzony jakiś cud!


Zakończenie
  • Tatuś (tętno nadal 180) odchodzi sprawdzić gabaryty NOWEGO. Sobie leżysz. Lewitujesz. Jakaś gruba baba szykuje haczyki. Takie ostre i zakrzywione jak na dużą rybę. Będziemy łowić ryby? 
  • Wkracza "specjalistka od repasacji" i sprawnie owymi haczykami łata mega dziurę, którą natura pozwoliła sobie zrobić w Twoim ciele. Prawie pogwizduje z radości, że tak dobrze jej idzie i jaki to mąż będzie od tej pory zadowolony. Dziwka!


Sala:
  • Jest już nawet fajnie. Jesteś kangurem, bo masz z przodu dużą kieszeń z brzucha. Dostajesz białą kreację uszytą z prześcieradła (obwód 300 cm) z dekoltem do pępka. Od tej pory co 30 minut usłyszysz zdanie: „proszę pokazać krocze”. Ale, że co? Ale, że dlaczego? Dopomóż Mi Panie!
  • Wyglądasz i pachniesz tak atrakcyjnie, że po 4 godzinach od powrotu z miejsca tortur postanawiasz przeczołgać się podstępnie do łazienki, aby ratować tą sytuację. Obok Ciebie "przepełzają" inne mamy - nówki sztuki. Niektóre "wiszą" na kijach od kroplówek (to te po cesarce!). 
  • Nigdy nie zapomnę miny położnej jak spotkała mnie w łazience, kiedy usiłowałam pomalować rzęsy i usta. Dali mi wtedy coś na uspokojenie i odholowali do łóżka z wielką dziurą na środku, z której wydostanie się było akrobacją godną olimpijczyka.
  • Obok w plastikowej misce leży ON. Chyba śpi. Podglądasz GO. Nie znasz GO jeszcze, ale powiedzieli Ci, że masz czekać aż zrobi kupę, pierwszą kupę o słodkiej nazwie „smółka”. To czekasz.


To co dzieje się potem to prawdziwy ARMAGEDON i chyba materiał na zupełnie inny "odcinek".
Do zobaczenia w świecie z NOWYM:)
ewa

photo: fotolia.pl



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...