środa, 30 maja 2012

luźnego cycka day!

Dzisiaj dziwny dzień mamy. Może być traktowany jako przyjemy w odbiorze wizualnym jak i tragiczny zarazem.
W każdym razie to taki dzień w roku, w którym z pewnością warto mieć małe cycki. 
Podobno dzisiaj jest "Dzień bez stanika". 

Siedzę w tej pracy i myślę sobie...o autostradach, o visualu do antybiotyku, o ko ko ko ko i o tych stanikach.

My lejdis bez stanika raczej nigdzie nie wyjdziemy. No way! Zwłaszcza rozmiar powyżej B. Nie przejdziesz wtedy spokojnie ulicą kobieto, nie ma mowy. Poza tym to ciągłe smyranie. 10 minut - ok, 15 minut -  nooooo ok, ale dłużej - masakra. Nie skupisz się już na niczym do końca dnia!
Cycki są dość niesforne... ale lubiane.
Swoją drogą to cholernie ciekawe i w zasadzie to fart, że my - babki mamy taki organ, który w sposób bezczelny i bezapelacyjny potrafi zdekoncentrować nawet najbardziej odporny samczy umysł. Taki organ władzy.
Sama (choć samczykiem raczej nie jestem) miałam przyjemność obserwować ostatnio na siłowni jedną desperatkę, która postanowiła poćwiczyć bez stanika. Nie wiem - nie zabrała z domu? bo tak wygodniej? chłopa szuka? Tak czy owak, gały mi urosły do wielkości piłki do tenisa i nie mogłam oderwać wzroku od tego zjawiska... zwłaszcza jak weszła na bieżnię! No ładne to TO było, ale co TO wyprawiało!!!  Prawo, lewo, góra, dół, falowanie, skakanie, zwisanie, dyndanie, kołysanie. Sutki a to raz rosły a to za chwilę malały. Załapałam się nawet na tym, że zaczęłam łazić za tą panną!
Panowie! Ja Was kurwasz rozumiem!



A jak to jest z Wami Panowie? Wolicie "z" czy "bez"?
Zapytałam, tak "na szybko" o to jeden męski umysł i oto odpowiedź:

"Bez. Ciekawiej dla oczu męskich, bo hipnotycznie działa jak sutki się odznaczają pod strukturą materiału i jak np.: lekko prześwitują. Generalnie wtedy grawitacja jest inna, taka płynąca jak w ujęciach pod wodą"

Fuck...Co za opis!
My babki podchodzimy do tego tak jakby bardziej "technicznie". Nie tak subtelnie i poetycko. Oto przykładowa opinia kobiety:

"Ja nie umiem chodzić w staniku, ZAWSZE pije mnie i to mocno pod prawym cyckiem i obojętne czy mam fiszbiny, poduszki, czy nic"

Święto to święto. Skoro ktoś dzień cyckom bez stanika dedykował to i super. Kto chce niech świętuje i hołd tematowi oddaje. Należy mieć dzisiaj Panowie oczy szeroko otwarte!  

Do tematu cyckowego jeszcze wrócimy, bo czuję, że to obszar z potencjałem..

ewa

..a autorom cytatów za podarowanie praw do nich uprzejmie dziękuję:)

poniedziałek, 21 maja 2012

czy prawda jest przereklamowana?

Zastanawiam się czasami czy prawda zawsze i wszędzie jest dobra. I ostatnio myśląc o tym zajrzałam nawet do podstaw naszej religijności.
I cóż...
W podstawach nie ma na ten temat nic. Ani grzechy główne ani też 10 przykazań nie zwierają punktu dedykowanego prawdzie! Takiego nakazu wprost: Mów zawsze prawdę!
Jest: nie kradnij i nie cudzołóż, nie obrabiaj dupska bliźniemu i nawet o tym, aby nie żreć i nie pić za dużo, ale o prawdzie...za cholerę nic! Może to celowo uknuta luka w nakazach?

Oczywiście jeśli się z prawdą nieco często mijamy, można sobie pomyśleć, że nikt tego wyraźnie nie napisał, ale i tak kiedyś odbębnimy swoje za to, np. w piekleJ. Jakiś czas temu, jeden bardzo fajny człowiek, który często imponuje mi swoim podejściem do wielu spraw, na długi mój wywód o piekle i karach zapytał mnie: „A czy ktoś wiarygodny powiedział Ci, że jest piekło?”. I wiecie co? Faktycznie nikt wiarygodny ze mną o tym dotychczas nie gadał. 

Zatem, czy prawda zawsze ma sens? Przecież właściwie tylko prawda ludzi obraża.
W dzieciństwie słyszałam często: Nie kłam! Nawet najgorsza prawda jest lepsza od najlepszego kłamstwa!
Jednak fakty są takie, że dla wielu osób prawda jest jak tlen... przyjmą za dużo na raz to się pochorują!
Kilka razy w życiu zdarzyło mi się powiedzieć coś nawet w pozornie bardzo błahych tematach. Bo jeśli jakaś babka pyta: "Ale mam tłusty brzuch, co?" To co ja mam do cholery powiedzieć skoro go faktycznie ma? Nie, nie!. Nie masz..! Mówię zatem: no tak, faktycznie masz trochę.. i co? i dąs! No to po co się pytasz babo jedna! Mam być miła czy prawdomówna?



Stwórzmy zatem przykazanie nowe:
Nie kłamcie kłamczuchy!

I teraz ustalmy koniecznie 5 wyjątków głównych od tego przykazania. To sytuacje, w których wielu znanym i nieznanym mi osobom prawda lekko bokiem wylazła. W tych konkretnych przypadkach kłam człowieku lub udawaj, że zaszwankował Ci aparat mowy, masz paraliż otworu gębowego i nic nie możesz właśnie w tym momencie powiedzieć!

1. O wyglądzie bliźniego swego milcz lepiej kolego! - nigdy, ale przenigdy (nawet zapytany!!!) nie mów prawdy o tym, że ktoś gruby, brzydki, że nochal ma długi, że nowe mieszkanie nie za bardzo wyszło, że samochód ma gówniany kolor, że kiecka fatalna. Właściciel nosa, samochodu, kiecki nie zrozumie tego a jeśli nawet przyswoi jakoś ten fakt, to potraktuje go jak chamski atak na swoją zagrodę..

2. Ukryj lepiej swój skok w bok, bo dostaniesz kopa w krok!  - zanim puścisz parę z gęby, żeby zrzucić z siebie ciężar czynu - pomyśl dobrze. Może opłaca się zamknąć gębę i przerobić to jakoś inside. Zakładam oczywiście opcję, że żałujesz czynu haniebnego a chcesz się przyznać, żeby Ci się lepiej trochę na duszy zrobiło. Wiem, wiem obiecałeś mówić prawdę i tylko prawdę, ale odwróć sytuację. Serio, chciałbyś/łabyś taką prawdę usłyszeć?

3. Dzieci przeklęte traktuj jak święte! - ja wiem, że małe dzieci bywają zmarszczone, brzydkie, rozdarte i czasem gówniano pachną. Trudno. Uśmiechaj się i powtarzaj za innymi "śliczny bobasek, piękny maluszek, słodka dziecinka" lub milcz! Rodzice widzą obrazy abstrakcyjne. I niech tak sobie zostanie, bo żadna mądrość życiowa i siła nie są w stanie tych obrazów zburzyć.

4. Czasami okłamać szefa lajtowo jest całkiem wskazane, bo to nawet zdrowo - no nie chodzi o sytuacje ważne i strategiczne, ale na pytanie "co robisz?..." odpowiedz raczej zawsze: pracuję:)

5. Chcesz mieć znajomych jakichkolwiek wokoło, to się nie wychylaj i potakuj wesoło - i tu cała seria zdarzeń o wyrażaniu własnej bardzo szczerej opinii na różne tematy, czyli wywody zaczynające się od: "uważam, że...". Myślisz sobie...a co tam, pytają to powiem uczciwie, co myślę. I choć jestem gorącą zwolenniczką tej teorii, praktyka pokazuje, że "prawda w oczy" to najlepszy filtr na znajomych dookoła. Takie sitko z bardzo małymi oczkami. Na koniec cedzenia zostaną 2 duże elementy a reszta w szybkim tempie przeleci przez dziury i wpadnie do zlewu. Tym co lubią w życiu mieć dużo osób dookoła polecam zatem wstrzemięźliwość, bo ludzie wolą uwierzyć we wszystko tylko nie w prawdę!

Życie pokazuje, że prawda, zwłaszcza ta "do bólu" jest dobra i często się opłaca, ale tylko wtedy, gdy osoba, do której mówimy jest naprawdę mocnym graczem.
Niestety tych kuloodpornych jest wśród nas bardzo niewiele...


A tak uczciwie rzecz ujmując, to prawda wszystkim nam trochę zawadza...Może dlatego, że leży pośrodku?


photo: itsnicethat.com

środa, 16 maja 2012

modowy zawrót głowy!

Jakiś czas temu, jeszcze przed tym jak wchłonęło nas życiowe bagienko, jeden tydzień upłynął nam pod hasłem: Fashion Week.
Przeleciałyśmy po tej imprezie ofkors i tradycyjnie bardzo atrakcyjna wydała się nam sekcja: młodzi i zdolni projektanci.
Łaziłyśmy "od straganu do straganu" powtarzając: o to to chcę!!! i to i to! o zobacz to! a po ile to? Prawdziwe cuda tam wynalazłyśmy i chociaż spodziewałyśmy się, że to co ujrzymy na metce z ceną zabije nas ciosem w twarz na 100 %, to jednak nie było tak do końca.
Młodzi - zdolni wystawili masę rzeczy osadzonych na bardzo przyzwoitej półce cenowej...

No to kolejno:

Dzisiaj jedziemy po biżuterii...

Jakoś od 2 lat jestem informowana każdego dnia, że LEGO to najpotrzebniejsza rzecz w życiu, maska Darth Maula jest jednym z ważniejszych i w zasadzie niezbędnych gadżetów, a w domu należy mieć co najmniej 3 miecze świetlne - niebieski, czerwony i dwustronny.
Myślę zatem, że jeżeli włożę sobie w uszy dwa miecze świetlne, to stanę się gwiazdą lokalnej społeczności męskiej począwszy od 4-go roku życia....

Oprócz mieczy świetlnych znalazłyśmy prawdziwe cudeńka również dla businessmana - odważniaka -świra - wariata. Tacy najfajniejsi wszak!





No i dla nas lejdis duuuużo bombastycznych gadżecików.










Urzekające jest to wszystko prawdziwie. To taka zabawa klockami dla starszaków. Będę takie prezenty kupować. To postanowione. A jak kiedyś na chleb mi zabraknie, to wyciągnę wszystkie klocki co mam w domu, wkrętaków dokupię i garażową hurtownię uruchomię:). Jak widać pieniądze da się zrobić na wszystkim..

ewa

photo i inspiracja: agabag.com

wtorek, 15 maja 2012

opowiadanie

Życie wciąga nas jak bagno czasem.... zasysa wręcz! Trochę Wrony odpoczęły, trochę się już zdążyły zmęczyć... ale wracamy do Was :) cieszycie się :)

Na przeprosiny :) długie opowiadanie :)


"Na haju zakupowym"





Sam środek dzielnicy zakupowej w jednej z europejskich stolic, dość zatłoczonej jak na tą porę dnia, poprzetykanej papierowymi ologowanymi torbami i nasączonej multikulturowym klimatem. Słońce podgrzewa atmosferę. Okoliczne przystankowe knajpki, kuszące przechodniów chłodną bryzą piwa z lemoniadą są wypełnione po brzegi. Nic dziwnego...
Na rogu dumnie prezentuje się markowa świątynia shoppingu. W środku znaczniej chłodniej nawet początkowo na tyle przyjemnie, że chcesz pozostać zdecydowanie dłużej. Relaksacyjny i odświeżający zapach nie słabnący nawet na chwilę. Dynamiczna, dość monotonna muzyka, po chwili lekko męcząca ma chyba zachęcać do szybszych decyzji, gdyż sklep wygląda na lekko zagęszczony. Asortyment pół na pół damsko-męski czy też męsko-damski. Mała strefa przymierzalni zawieszona lustrami, wyposażona w wielki, odziany w len fotel i równie wielką kanapo-leżankę do kompletu... przymierzalnie sztuk 3 - wszystkie zajęte - obecność przepastnych siedzisk zaczyna być zrozumiała i wręcz kusząca. Przymierzalnie okupują sami faceci... o losie...

Na fotelu siedzi kobieta, wokół niej znajome ologowane torby. Jedna, dwie, trzy... pięć... kilka godzin zakupów już za nią, mimo to wygląda na dość podekscytowaną. Trzyma na kolanach jedną bluzkę... czyżby to bluzka budziła tą ekscytację? Z przymierzalni wychodzi mężczyzna. Nie ma żadnych wątpliwości, że są razem mimo, że nie zamieniają ze sobą żadnego słowa. Po nim od razu widać, że przymierza spodnie - znamienne głaskanie, poprawianie kieszeni. Intuicyjnie wie jak ustawić się wśród tych luster aby widzieć się dokładnie z każdej strony... wytrawny gracz. Początkowo nic nie mówi, wyrabia sobie własną opinię... po chwili jednak zasypuje kobietę gradem pytań o każdy szczegół przymierzanych jeansów - długość, szerokość, opiętość, kolor, stan, układanie na butach, stopień, jakość, ilość wytarcia, kieszenie, przeszycia... ONA ze stoickim spokojem, luzem i swobodą wypowiedzi, lekkim zawadiackim uśmiechem odpowiada na każde z pytań pełnym zdaniem, wyczerpująco argumentując swoje słowa... opanowuje resztką sił wybuchy śmiechu. ON uśmiecha się i znika w przymierzalni. 
Czyżby decyzja? 

Nie!!! wychodzi ponownie w innym modelu jeansów... sytuacja się powtarza... oglądanie w lustrze z każdej strony kilkakrotnie, z oddali i z bliska... ponowny grad pytań niemalże tych samych. ONA znów deklamuje odpowiedzi - inne niż poprzednio... jak to możliwe? spodnie są jakby podobne! ON czuje niedosyt... dodatkowe pytania są trudniejsze znacznie gdyż wymagają porównań między poprzednia a obecną parą. Kobieta ma swoje zdanie... gładko i przekonywująco wyraża swoją opinię. ON uśmiech i znika w przymierzalni. 
Czyżby decyzja?

Tym razem kobieta w chwili samotności opada bezwładnie w fotelu, przymyka oczy, patrzy w przestrzeń... rysuje się lekkie zmęczenie. Hmmmm czy da radę? Cicho, jakby na paluszkach podchodzi ekspedientka i z troską w głosie pyta: "Is everything all right?". Kobieta jakby wybudzona z letargu równie cicho i na paluszkach odpowiada... "I think so..." hmmm czyżby?

W tej sekundzie pojawia się ON zdecydowanie nie na paluszkach :) za to w kolejnym 3 modelu jeansów... ciemniejszych, bardziej klasycznych. Czy ON tam ma jakieś tajemne przejście do magazynku??? Ekspedientka jakby zmieszana... chce uciec ale... za późno... tu pada grad pytań o inne podobne modele, kolory, fasony i co tam jeszcze...
Kobieta w fotelu wysyła trylion niewerbalnych przekazów do ekspedientki aby ta broń bosze nie dała się wciągnąć w tą jakże zwodniczą grę samca na haju zakupowym... solidarność jajników wygrywa... nie ma żadnych, innych, nowych, podobnych, mniej podobnych, równie seksownych modeli spodni... pada znamienne "I'm sorry".

ON jakby lekko zawiedziony wraca do standardowego show lustrowego... i kolejnej serii pytań tym razem oczekując od  niej porównania 3 par... "Honey... what do You think...". Cały sklep jakby zamiera... cisza... czy będzie scena z Kill Bill'a...??? ONA wstaje... oho... zaczyna powoli spacerować w bucikach na sporym, jak na ilość ologowanych toreb obcasie. Chodzenie chyba pozwala jej zebrać myśli... tym razem ONA zadaje pytania jemu... dobra strategia.... chyba. ON niby miał już decyzję... ale jej pytania jakby chwieją jego wyborem...

I oto postanawia zatem przymierzyć raz jeszcze po kolei wszystkie 3 pary!

W tej sekundzie robi się jakby cieplej, powietrze gęstnieje... padła im klima czy co... ONA opada bezsilnie na fotel... znów podchodzi ekspedientka już nie na paluszkach, ale jakby unosząc się nad ziemią... szepcze: "Excuse me.... maybe... You would like some cold water?". ONA podnosi głowę i... wybucha śmiechem... napięcie rozładowane... klima zaczęła działać. Wyczuwa się już coś na kształt przyjaźni między kobietą a ekspedientką...

Parada jeansowa trwa... jedne, drugie, ciemne, jasne i od nowa... niemalże wieje nudą... i nagle ON prosi swoją partnerkę czy mogłaby mu przynieść te zamszowe granatowe buty w jego rozmiarze, co stoją obok na ekspozycji... o jezusie... Z jej oczu idą iskry... nabiera nowych sił... sprężysty krok, mega energia - tak działa adrenalina!!! Podchodzi do butów - podnosi powoli... jakby w slowmotion... delikatnie... sprawdza na spodzie rozmiar i w tym momencie na jej twarzy pojawia się cudowny uśmiech... niemożliwe... to jego rozmiar... ONA musi mieć jakieś porozumienie z wyższymi siłami tego świata... "Here you are... honey".

Buty nic nie zmieniają... nie ma decyzji... przy przymierzalniach obok ekspedientki-przyjaciółki stoi jeszcze ekspedient z tatuażem, i drugi ze śmieszną fryzurą na głowie... wszyscy udają, że układają poukładane spodnie... wciągnięci jak w najlepszy serial w jego najlepszym momencie. ONA jakby już w lekkiej panice... widać to po zmienności nastrojów - raz załamana zwija się w kłębek na fotelu, raz ożywiona próbuje zachwycić się spodniami jakby widziała je po raz pierwszy a nie dziesiąty tego dnia... tak to desperacja... zdecydowanie.

I nagle ONA pyta jego czy wie, która jest godzina... na co ON z przymierzalni luźno odpowiada, że pewnie około 15.00... cisza... cisza... Na jej twarzy pojawia się uczucie zwycięstwa!!! Spokojnie, głosem księżniczek z bajek disneya odpowiada mu... że NIE... jest jakby bardziej 19.00.

Scenę kończy jedno słowo padające z przymierzalni... FUCK FUCK!!!


ONA już wyluzowana podchodzi do swojej przyjaciółki-ekspedientki i prosi o odłożenie do następnego dnia wszystkich 3 par spodni. Ekspedientka zrobi dla niej wszystko to jasne :)... patrzy na nią z niedowierzaniem... zamierzają tu wrócić... widać niemalże, że ma ją ochotę przytulić! Nieśmiało, prawie bezgłośnie pyta jeszcze na koniec kobietę czy.... czy.... czy... nie będzie przymierzać tej bluzki???
ONA z uśmiechem: "Sorry... I changed my mind - maybe another time :) :) :)"



ps.
I niech mi ktoś teraz coś powie o zachowaniach zakupowych kobiet... a jeśli tych samców jest więcej... dżizus... biedna ONA!!!

kasia
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...