wtorek, 15 maja 2012

opowiadanie

Życie wciąga nas jak bagno czasem.... zasysa wręcz! Trochę Wrony odpoczęły, trochę się już zdążyły zmęczyć... ale wracamy do Was :) cieszycie się :)

Na przeprosiny :) długie opowiadanie :)


"Na haju zakupowym"





Sam środek dzielnicy zakupowej w jednej z europejskich stolic, dość zatłoczonej jak na tą porę dnia, poprzetykanej papierowymi ologowanymi torbami i nasączonej multikulturowym klimatem. Słońce podgrzewa atmosferę. Okoliczne przystankowe knajpki, kuszące przechodniów chłodną bryzą piwa z lemoniadą są wypełnione po brzegi. Nic dziwnego...
Na rogu dumnie prezentuje się markowa świątynia shoppingu. W środku znaczniej chłodniej nawet początkowo na tyle przyjemnie, że chcesz pozostać zdecydowanie dłużej. Relaksacyjny i odświeżający zapach nie słabnący nawet na chwilę. Dynamiczna, dość monotonna muzyka, po chwili lekko męcząca ma chyba zachęcać do szybszych decyzji, gdyż sklep wygląda na lekko zagęszczony. Asortyment pół na pół damsko-męski czy też męsko-damski. Mała strefa przymierzalni zawieszona lustrami, wyposażona w wielki, odziany w len fotel i równie wielką kanapo-leżankę do kompletu... przymierzalnie sztuk 3 - wszystkie zajęte - obecność przepastnych siedzisk zaczyna być zrozumiała i wręcz kusząca. Przymierzalnie okupują sami faceci... o losie...

Na fotelu siedzi kobieta, wokół niej znajome ologowane torby. Jedna, dwie, trzy... pięć... kilka godzin zakupów już za nią, mimo to wygląda na dość podekscytowaną. Trzyma na kolanach jedną bluzkę... czyżby to bluzka budziła tą ekscytację? Z przymierzalni wychodzi mężczyzna. Nie ma żadnych wątpliwości, że są razem mimo, że nie zamieniają ze sobą żadnego słowa. Po nim od razu widać, że przymierza spodnie - znamienne głaskanie, poprawianie kieszeni. Intuicyjnie wie jak ustawić się wśród tych luster aby widzieć się dokładnie z każdej strony... wytrawny gracz. Początkowo nic nie mówi, wyrabia sobie własną opinię... po chwili jednak zasypuje kobietę gradem pytań o każdy szczegół przymierzanych jeansów - długość, szerokość, opiętość, kolor, stan, układanie na butach, stopień, jakość, ilość wytarcia, kieszenie, przeszycia... ONA ze stoickim spokojem, luzem i swobodą wypowiedzi, lekkim zawadiackim uśmiechem odpowiada na każde z pytań pełnym zdaniem, wyczerpująco argumentując swoje słowa... opanowuje resztką sił wybuchy śmiechu. ON uśmiecha się i znika w przymierzalni. 
Czyżby decyzja? 

Nie!!! wychodzi ponownie w innym modelu jeansów... sytuacja się powtarza... oglądanie w lustrze z każdej strony kilkakrotnie, z oddali i z bliska... ponowny grad pytań niemalże tych samych. ONA znów deklamuje odpowiedzi - inne niż poprzednio... jak to możliwe? spodnie są jakby podobne! ON czuje niedosyt... dodatkowe pytania są trudniejsze znacznie gdyż wymagają porównań między poprzednia a obecną parą. Kobieta ma swoje zdanie... gładko i przekonywująco wyraża swoją opinię. ON uśmiech i znika w przymierzalni. 
Czyżby decyzja?

Tym razem kobieta w chwili samotności opada bezwładnie w fotelu, przymyka oczy, patrzy w przestrzeń... rysuje się lekkie zmęczenie. Hmmmm czy da radę? Cicho, jakby na paluszkach podchodzi ekspedientka i z troską w głosie pyta: "Is everything all right?". Kobieta jakby wybudzona z letargu równie cicho i na paluszkach odpowiada... "I think so..." hmmm czyżby?

W tej sekundzie pojawia się ON zdecydowanie nie na paluszkach :) za to w kolejnym 3 modelu jeansów... ciemniejszych, bardziej klasycznych. Czy ON tam ma jakieś tajemne przejście do magazynku??? Ekspedientka jakby zmieszana... chce uciec ale... za późno... tu pada grad pytań o inne podobne modele, kolory, fasony i co tam jeszcze...
Kobieta w fotelu wysyła trylion niewerbalnych przekazów do ekspedientki aby ta broń bosze nie dała się wciągnąć w tą jakże zwodniczą grę samca na haju zakupowym... solidarność jajników wygrywa... nie ma żadnych, innych, nowych, podobnych, mniej podobnych, równie seksownych modeli spodni... pada znamienne "I'm sorry".

ON jakby lekko zawiedziony wraca do standardowego show lustrowego... i kolejnej serii pytań tym razem oczekując od  niej porównania 3 par... "Honey... what do You think...". Cały sklep jakby zamiera... cisza... czy będzie scena z Kill Bill'a...??? ONA wstaje... oho... zaczyna powoli spacerować w bucikach na sporym, jak na ilość ologowanych toreb obcasie. Chodzenie chyba pozwala jej zebrać myśli... tym razem ONA zadaje pytania jemu... dobra strategia.... chyba. ON niby miał już decyzję... ale jej pytania jakby chwieją jego wyborem...

I oto postanawia zatem przymierzyć raz jeszcze po kolei wszystkie 3 pary!

W tej sekundzie robi się jakby cieplej, powietrze gęstnieje... padła im klima czy co... ONA opada bezsilnie na fotel... znów podchodzi ekspedientka już nie na paluszkach, ale jakby unosząc się nad ziemią... szepcze: "Excuse me.... maybe... You would like some cold water?". ONA podnosi głowę i... wybucha śmiechem... napięcie rozładowane... klima zaczęła działać. Wyczuwa się już coś na kształt przyjaźni między kobietą a ekspedientką...

Parada jeansowa trwa... jedne, drugie, ciemne, jasne i od nowa... niemalże wieje nudą... i nagle ON prosi swoją partnerkę czy mogłaby mu przynieść te zamszowe granatowe buty w jego rozmiarze, co stoją obok na ekspozycji... o jezusie... Z jej oczu idą iskry... nabiera nowych sił... sprężysty krok, mega energia - tak działa adrenalina!!! Podchodzi do butów - podnosi powoli... jakby w slowmotion... delikatnie... sprawdza na spodzie rozmiar i w tym momencie na jej twarzy pojawia się cudowny uśmiech... niemożliwe... to jego rozmiar... ONA musi mieć jakieś porozumienie z wyższymi siłami tego świata... "Here you are... honey".

Buty nic nie zmieniają... nie ma decyzji... przy przymierzalniach obok ekspedientki-przyjaciółki stoi jeszcze ekspedient z tatuażem, i drugi ze śmieszną fryzurą na głowie... wszyscy udają, że układają poukładane spodnie... wciągnięci jak w najlepszy serial w jego najlepszym momencie. ONA jakby już w lekkiej panice... widać to po zmienności nastrojów - raz załamana zwija się w kłębek na fotelu, raz ożywiona próbuje zachwycić się spodniami jakby widziała je po raz pierwszy a nie dziesiąty tego dnia... tak to desperacja... zdecydowanie.

I nagle ONA pyta jego czy wie, która jest godzina... na co ON z przymierzalni luźno odpowiada, że pewnie około 15.00... cisza... cisza... Na jej twarzy pojawia się uczucie zwycięstwa!!! Spokojnie, głosem księżniczek z bajek disneya odpowiada mu... że NIE... jest jakby bardziej 19.00.

Scenę kończy jedno słowo padające z przymierzalni... FUCK FUCK!!!


ONA już wyluzowana podchodzi do swojej przyjaciółki-ekspedientki i prosi o odłożenie do następnego dnia wszystkich 3 par spodni. Ekspedientka zrobi dla niej wszystko to jasne :)... patrzy na nią z niedowierzaniem... zamierzają tu wrócić... widać niemalże, że ma ją ochotę przytulić! Nieśmiało, prawie bezgłośnie pyta jeszcze na koniec kobietę czy.... czy.... czy... nie będzie przymierzać tej bluzki???
ONA z uśmiechem: "Sorry... I changed my mind - maybe another time :) :) :)"



ps.
I niech mi ktoś teraz coś powie o zachowaniach zakupowych kobiet... a jeśli tych samców jest więcej... dżizus... biedna ONA!!!

kasia

2 komentarze:

  1. Tylko gej kupuje dżinsy dłużej niż 10minut.

    OdpowiedzUsuń
  2. I dlatego tak dużo facetów ma beznadziejne dżiny na dupie!

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...