czwartek, 6 grudnia 2012

była sobie książka...

Wrony dorwały książkę... ależ nam dostarczyła różnych emocji: śmiech, zaskoczenie, zdziwienie, mega śmiech, zastanowienie, utrwalenie, śmiech na leżąco... Już niedługo więcej o tym dziele literatury popularno-naukowej bo czytamy, czytamy... z przerwami na ocieranie łez... ale nie zostawimy Was z niczym... oto krótka zajawka... takie tam wybrane cytaty...

UWAGA dla wrażliwych będą słowa: penis... we wzwodzie... jądra... na jeźdźca... Czytasz na własną odpowiedzialność!



- Deklarowana wielkość męskiego członka: 40% upiera się przy 15,5cm... aha..., 30% twierdzi, że aż prawie 18cm... better... a 10% że 20,5cm... dla ułatwienia dla wzrokowców - to prawie taka standardowa linijka szkolna... ohohoho

- Aby prawidłowo zmierzyć długość Jego penisa we wzwodzie (gdyby ktoś był taki ciekawski poza oczywiście samymi zainteresowanymi) należy rozpocząć od podstawy - tam gdzie jądra łączą się z jego trzonem i przyłożyć miarkę od dołu penisa... od dołu bo będzie dłuższy... a oto przecież chodzi... chyba... Zagłębienie się w ową literaturę przynosi jednak wniosek, że "siedzenie okrakiem na przeciętnym wacku zwykle oznacza doskonale przyjemny seks"... to cytat był jak bum cyk cyk!!!

- Pojawiają się też rady dla miłośniczek małego penisa... i tu uwaga jedna jest zaskakująca: "Zachęć go do ćwiczeń Kegla. Nie powiększą penisa, ale go wzmocnią"... a ja głupia myślałam, że o słabe Kegle to tylko do bab można mieć pretensje... hmmm :))) fajowe... bardzo lubię tą książkę!!!

- W książce wypowiadają się różne autorytety - Dr. Jenni albo Dr. Emmey... jest też również Dr. Dick - ale do tego dojdziemy... w specjalnym odcinku dla dorosłych...

I zatem dla przykładu:
Dr. Emmey radzi: "Pierwsza rzecz, o jaką pytam mężczyznę, kiedy delikatnie zaczynamy dotykać tematu wzwodu, to czy ma wzwody poranne" hmmm... ależ ja jestem niedouczona... bo te poranne wzwody podobno bardzo ważne są, jeśli chodzi o rokowania innych wzwodów... hmmm chyba potrenuję: "Cześć... fajnie Cię widzieć... a powiedz mi z Twoimi porannymi wzwodami to wszystko ok jest???"

- Są też rady jak wykonać seksowny striptiz... jedna mi utkwiła w głowie: "...nic nie szkodzi, jeśli zaczniesz się śmiać w trakcie... a nawet kiedy on zacznie to robić!" No to ufff... kamień z serca :))) A i ważne żeby nie zaskakiwać faceta striptizem kiedy ogląda ważny mecz, albo dopiero co wrócił z pracy... no no no!!!

- A czy wiecie dlaczego faceci nadają swoim penisom imiona? Żeby ktoś zupełnie obcy nie podejmował za nich decyzji! Stare ale jare... No i Moje Drogie Panie otóż warto wykreować swoje imię na Jego penisa... coś jak dla pieska czy kotka... czy tam innego oswojonego zwierzątka przydomowego...

Wg źródeł najbardziej popularne imiona / pseudonimy:
- Pan Szczęściarz (plus 10 do Ego... czy też może: poszczęści się czy nie...?)
- Junior (no nie wiem... że mały... czy że taki emocjonalnie związany...)
- Wacek (Jędruś jakoś tak bardziej z polotem by było... i fajnie się odmienia: Jędręk hono tu!)
- itd... - jakąś nudą powiało... 

I tu przychodzą nam autorki z pomocą i podają super amerykańskie przydomki penisów - bo wiemy, że co z hameryki to jest OK i Cool. 

I tak do wyboru mamy:
- Bruce - od Bruce'a Lee ofkors, yes yes, naturlisz
- Energizer - jakoś kojarzy mi się z nerwowo podrygującym różowym króliczkiem... eeee nie
- Big Ben - ale, że co, że tyka - tik tak tik tak - jak bomba???
- Maxwell - to z reklamy kawy - hasło reklamowe brzmiało "Dobry do ostatniej kropli"... przemyślę... nietuzinkowe...
- Jego Wysokość - no dobra zatem Jego Wysokość... do Princess Catherine... na audiencję przybywa
- Arnold - wiemy wiemy - od tego gubernatora
- itd

... a teraz zabawa... polega na tym, że musisz sobie zwizualizować opisywaną poniżej sytuację - dozwolone zamknięcie oczu i uwaga!!! nie wolno się zaśmiać... nic a nic... zero grymasu na twarzy... bo flak będzie... w sensie smutny korniszonek i dupa zbita... 

Jesteś sam na sam z wybranym mężczyzną napalona jak... bez porównań... rozpalona, podniecona... twoje ciało lekko drży... już za chwilę okaże się co tam w tych sexi blue jeansach się kryje - little big little big I don't know - i oto On wyciąga swoje przyrodzenie mówiąc półszeptem:

- skarbie poznaj... Jednookiego Węża...

albo

- skarbie a oto... Biały Ogier

... nadal nie wolno się śmiać bo przegrasz...

albo

- kochanie mam dla Ciebie tutaj Broń Masowej Satysfakcji...

... aaaaaaa :))))...

KONIEC ZABAWY - przegrałaś - ale luz Ja też :)))

... więcej napiszemy jak będziesz na to gotowa :))) ... jest też rozdział o dziwnych zachowaniach jąder (unoszą się, kurczą i takie tam)... dowiedziałam się też, że w Starożytnym Rzymie mężczyzna składający przysięgę chwytał się za jajka... o przepraszam za jądra... tak jak normalnie my teraz zwykle kładziemy rękę na sercu. Angielskie słowo zaświadczyć (testify) pochodzi od łacińskiego testis (jądro). Tadammmm... jądra znaczy ważne są!!!

Aha i jeszcze jedno: penisa można złamać... najczęściej na jeźdźca... tak tak wiem, że wiecie, ale wtedy on - Jednooki Wąż - przybiera barwę czarno-niebieską... O_o ... jak w Lego Ninjago :))) - dr. Emmey tak mówi - a ja jej wierzę!!!

myślę, że ciąg dalszy nastąpi...

ps. dla szczególnie odważnych ujawnimy tytuł książki :)))




piątek, 30 listopada 2012

gwiazda śmierci !!!

Wrony już gniazdo własne dawno uwiły... może nie jest ono jakoś specjalnie duże, ale pisklę tam jakieś się jednak  już hoduje.
Pisklęta (nie tylko wronowe) mają niebywałą umiejętność postrzegania świata w sposób zaskakujący i kreacją swą przytłaczający wręcz.
Zbliża się czas, kiedy odwiedza nas Mikołaj i Jego renifery. Przypomniała mi się zatem jedna historia, której świadkiem było mi dane być, a która wstrząsnęła mną NA WIEKI!




Nie wszyscy hodują w domu pisklęta i nie wszyscy są też fanami Gwiezdnych Wojen, zatem tym, którzy nie są wyjaśniam...

Jednym z najbardziej pożądanych gwiazdkowych prezentów chłopięcych jest "Gwiazda Śmierci" wyprodukowana przez LEGO.

Gwiazda Śmierci - bojowa stacja kosmiczna zdolna zniszczyć całe planety. Wytwór Imperium Galaktycznego, zbudowane w celu unicestwienia Rebelii i ostatecznego zyskania kontroli nad planetami Galaktyki.

Prezent jest tak samo pożądany jak nierealny, bo musiałby go przynieść Mikołaj Hilton albo w wersji polskiej Mikołaj Kulczyk. Inne Mikołaje na widok ceny owego zestawu krzyczą z przerażenia.
Nie mogłam nigdy zrozumieć, czemu ta "Gwiazda Śmierci" taka do cholery cenna?
Aż do dnia, w którym usłyszałam rozmowę kumpla wroniego pisklaka z jego mamą....
Oto ona..

Kacper - lat pięć:

Kacper: Mamo… a chłopaki mają „siusiaki” a dziewczynki mają „cipki” tak?
Mama: Tak
Kacper: Mamoooo, a wiesz do czego służy „cipka”?
Mama: Nooooo…… wiem, ale powiedz mi, żebym się upewniła czy i Ty wiesz synku... 
Chłopiec: „Cipka” to jest taki specjalny wlot dla „Gwiazdy Śmierci”!!!

No cóż... Drogie Panie! Wiedziałyście, że macie między udami "stację kosmiczną zdolną zniszczyć nawet całe planety"? :D

pozdrawiam weekendowo!



piątek, 23 listopada 2012

czy mogę prosić Pana na chwilę do swingowania?

Ciekawe czy jest na świecie taka osoba, która nigdy nie pomyślała chociaż przez chwilę o seksie z kimś, kto nie jest akurat jej aktualnym partnerem. hmmm;)



Nałożone na nas normy, morale, zasady, przyzwyczajenia i własne przekonania każą nam każdą taką przeobrzydliwą zaprawdę myśl zabić, ukatrupić, zamordować i usunąć z mózgu...  natychmiast!
Jedni skutecznie wywalają ją z głowy, inny zamieniają się w seksualnych marzycieli, a Ci co mają zasady głęboko gdzieś, przechodzą do realizacji i dopiero wtedy usuwają temat z czaszki. Tak czy owak chyba z natury człowiek jednak monogamiczny nie jest, ale jest istotą rozumną i nie realizuje każdej swojej potrzeby tu i teraz. Podobnie jest z sikaniem. Nie załatwiamy tego przecież gdziekolwiek i w jakimkolwiek towarzystwie. Jednak nawet badania (łaaa!) pokazały, co tak naprawdę przeciętnemu człowiekowi w głowie siedzi.




Czyli wynik chyba dość przewidywalny. Chcemy w stadzie i z "ciałem obcym" :). Ci co powiedzieli "nie wiem" pewnie wiedzą, ale nie wykrztuszą tego z dzioba za nic!
Człowiek więc sobie kombinuje... Jakby tu zrealizować potrzebę a mimo to zasnąć spokojnie. Jakoś to usprawiedliwić. Rozgrzeszyć. Prawdopodobnie stąd biorą się różne pomysły na "zdrady" i "seksualne mixy" za tak zwanym przyzwoleniem.
Swingersi - wcale nie nowy, zdefiniowany już "produkt", będący efektem chęci zrealizowania ludzkich paskudnych potrzeb (a fuj, fuj, fuj!) bez społecznego potępienia.
Wesoła zabawa ku radości wszystkich...Taka ogrodzona piaskownica dla dorosłych. Lubisz bawić się z Kasią i Basią to chodzisz tam, gdzie się one bawią i raz bawisz się szpadelkiem z jedną a innym razem grabkami z drugą. Ale mieszkasz i żyjesz cały czas z Tereską. Do tego Twoja Tereska nie walnie focha i nie dostaniesz w pysk, bo przecież Tereska też nieźle się w tym piasku bawi :). Wracasz z piachu do domu umorusany po dziób, idziesz pod prysznic i już. Po temacie. Życie toczy się dalej. Proste?

Jako osoba ciekawa życia, ale nie urodzona niestety po roku 1985, musiałam dokształcić się w materii owej. Gdy bardziej pogrzebałam w sieci okazało się, że temat swingowania jest dość dobrze zorganizowany. Aż mi nieco głupio, bo dla wielu osób pewnie nowości nie głoszę, ale istnieją na tym zepsutym :) świecie specjalne kluby dla swingersów z podziałem na kategorie uczestnictwa.
W klubie na wejściu dostajesz kolorową opaskę, sugerującą jaki jest Twój "plan na wieczór":

A. swinguję tylko z jedną parą (takie HB)
B. swinguję z kimkolwiek (chyba można przyrównać do ALL INCLUSIVE)
C. się tylko przyglądam innym a swinguję z własną kobietą/facetem (takie wczasy bez wyżywienia jakby, czyli jedziesz na głodzie ;))

No i co? Okazuje się, że potrzeba jest jednak matką wynalazku...
I tak z grzechu wielkiego płynnie i bezboleśnie możemy przejść - do przecież tak pożądanej w każdym udanym związku - wspólnej pasji :).

pozdrawiam weekendowo i tanecznie:)





piątek, 9 listopada 2012

chrapać każdy może...czasem dźwięcznie lub trochę gorzej!

Wielkie natchnienie przez doświadczenie. To poczułam właśnie. Obserwacja różnych - z pozoru zwykłych - zjawisk staje się moją obsesją, natręctwem (?). Zauważyłam nawet, że zaczynam notować różne banały i zapisywać onomatopeje, bo mnie fascynują i bawią do łez.

Chrapanie, czyli wydawanie podczas snu świszcząco - chrapliwego dźwięku. 
Charczenie, burczenie, sapanie i gulgotanie.

Medycyna podaje wiele definicji i klasyfikuje chrapanie na wiele mądrych kategorii. Najczęściej nazywa to zjawisko dość rubasznie - wibracją języczka. Z medycznego punktu widzenia to co z chwilę wyprodukuję pewnie nie ma żadnego sensu, ale muszę ten temat uporządkować jakoś, bo inaczej spokoju nie zaznam!

Chrapol napity - zwykle dźwięki wydaje po spożyciu dużej ilości płynów wszelakich. Mocne płyny wywołują dźwięki o charakterze gulgotu płynąco - napierającego. Są tak głośne, że budzą nawet starego i kompletnie głuchego psa. Zapewne jest to efekt wibracji idącej po stropach.
Nieco lżejsze płyny wywołują dźwięk przypominający końskie prychnięcia połączone z charakterystycznym telepaniem warg. Takie pryy, brrr, pryyy, bryyy + telepanie!

Chrapol płochliwy - chrapanie jego jest bardzo donośne. Odbywa się w serii i zakończone jest przeraźliwym rykiem, budzącym nawet samego chrapiącego. Chrapol na dźwięk własnego chrapu, budzi się wystraszony, siada, rozgląda bacznie i podejrzliwie. Przez jego myśl przebiega pytanie: "co mnie obudziło do cholery? jakiś hałas?". Wszyscy są podejrzani. Uspokaja się po chwili, kładzie się i zasypia natychmiast. Aż do kolejnego własnego chrapu pierdolnięcia. Znów powstaje, oczy wybałusza, strach go oblatuje. Kto to? Kto to nie daje mu spać?! Tego niestety nie dowie się nigdy!

Chrapol kanapowy, często zwany także walczącym - siedzi i patrzy w TV. Stopniowo zasypia. Zwykle pierwszą oznaką tego faktu jest wypuszczenie z ręki pilota. Pilot opada na podłogę i głowa chrapola delikatnie odchyla się do tyłu...START! melodia płynie w przestrzeń. Zdyscyplinowany przez głos z zewnątrz: "Cicho bądź!" zwykle budzi się i krzyczy: "CO JEST, CO JEST?! NIE ŚPIĘ, NIE ŚPIĘ!". Podnosi błyskawicznie pilota, przełącza bezrozumnie na inny, zupełnie dowolny i przypadkowy kanał (udowodnić się stara, że łapie jednak wątek) i historia znowu się powtarza. Pilot-głowa-melodia-"nie śpię, nie śpię"!

Chrapol zdyscyplinowany - ten chrapie sobie miło, ale ma dość mocno zakorzenioną w umyśle traumę z tym faktem związaną. Wie, że to robi, bo został przez współtowarzysza męki (kogoś kto szeruje sypialnię) poinformowany o tym fakcie wielokrotnie. Jest zatem poważnie tym własnym chrapaniem zestresowany. Dotknięty przez sen koniuszkiem małego palca - podskakuje na łóżku jak poparzony. Ruchem a'la foka natychmiast, bez jakiegokolwiek protestu, niemalże w powietrzu obraca się na bok. Wtajemniczeni wiedzą, że pozycja boczna pomocna jest wielce, gdyż ogranicza ilość wypuszczanych z paszczy dźwięków.

Chrapol nerwowy - charakteryzują go zachowania impulsywne. No spróbuj mu przerwać! Spróbuj bezczelnie przerwać śpiew syreni ten! Wyrwie Ci kołdrę spod tyłka, wypuści z zamulonego snem umysłu wiązkę słów nieskładnych i wulgarnych zarazem. Wyjdzie, walnie drzwiami, zagrozi definitywnym rozstaniem i rychłą wyprowadzką (ileż można przecież to ciągłe i brutalne przerywanie snu znosić?!) i pójdzie spać gdzieś w cholerę (ufff, thanks god!) a rano kompletnie nie wie dlaczego spał na siedząco w innym pokoju.

Chrapol dozujący - ten dozuje Ci tę przyjemność i zaczyna subtelnie...cichuteńko - takie chrapu chrapu, ćwiru ćwiru...Dźwięk ten jednak z każdym chrapnięciem nabiera mocy i po 3 minutach jest rykiem głodnego i chorego na umysle lwa! Gdy ryk osiągnie zenit, bo ludzkie gardło już nic bardziej dramatycznego wyprodukować nie jest w stanie...znowu cichnie, subtelnieje. I brzęczy jak maleńka muszka na łące...jak pszczółeczka jakaś, by po cholernych 3 minutach zamienić się w bezwzględnego gada drącego pysk jakby go ktoś zarzynał! Tak 432 razy, aż nadejdzie świt.

Chrapol sufitowy - ten zawsze patrzy w sufit. Rozdziawia paszczę i z otworu nadaje. Próba przepchnięcia go na bok jest misją dla 007. To jego ulubiona pozycja..jest bardzo wygodna i na dodatek wtedy ładnie w rurze gra! Leży jak bal, jak kłoda, często układając ręce jak zapory na boki, jak męczennik na krzyżu jakimś. I choćby przyszło tysiąc atletów i każdy zjadłby tysiąc kotletów i każdy nie wiem jak się wytężał...to nie udźwigną - taki to ciężar!

Chrapol lokomotywa - charakterystyczny, bo i dźwięk, który wydaje łatwo z lokomotywą pomylić...taką na węgiel. Puf - przerwa - fuf - przerwa -  uff - przerwa - fuffffffff - stacja. Chwila ciszy. I od początku.Towarzyszy temu wydymanie w balon ust. W zasadzie ta opcja jest nawet ok. Jeśli osadzona jest w cyklu dość równomiernym i harmonijnie powtarzającym się, może nawet uśpić słuchacza. Jest to cicha wersja chrapania. Gdy się pojawia u osobnika będącego częściej np.: chrapolem sufitowym, oznacza, że tego dnia masz fart i nawet spokojną noc, pełną relaksu z możliwością przespania nawet do dwóch godzin w jednym ciągu.



Ważna informacja!
Postaraj się za wszelką cenę zasnąć pierwsza! Jeśli akurat nie chce Ci się spać to możesz wypić butelkę wina lub ogłuszyć się jakimś tępym narzędziem. Pamiętaj! To jest wyścig! Kto zaśnie pierwszy - zwycięża!

Jeżeli któraś z Was zna faceta śpiącego zupełnie po cichu..radzę go sprawdzić, być może jest nieżywy;)



   a teraz szybkie cytaty z dziś, robiłam mini badanie:)

  "jak mój tata zacznie chrapać (a mamy raczej duże mieszkanie) to ja się kurwa budzę, bo się mury trzęsą! a miał już nawet takie na rękę, że raziło go prądem i NIC"

  "jak chrapiesz to znaczy, że musisz coś wyciąć, bo czegoś masz za dużo! mój brat wyciął migdały!"

  "jak ktoś chrapie to trzeba mu podłożyć kiełbasę...no co? nie słyszałaś?"

wtorek, 6 listopada 2012

historia pewnej przyjaźni...

Pracuję w agencji reklamowej... wspinam się i wspinam... rekrutuję różnych ludzi... buduję zespół... chcę najlepszych - zawsze!!!. Pojawia się ONA - piękna czarnulka, bezczelna, błyskotliwa, odważna, zadbana, spóźniona jak jasna cholera - szef nie daje Jej żadnych szans ze względu na to spóźnienie... przekonuję Go - Mario! musisz Ją zobaczyć, choć na chwilę... błagam posłuchaj Jej... jest boska! Ja Ją chcę, tu na tym pokładzie, czuję flow... porozumienie jak nigdy! Wykorzystuję wszystko co mogę, aby go przekonać! Po 5 minutach spotkania z Nią... wychodzi bez słowa... ja za nim... i co? i co?... chwila ciszy... On mówi - jest super! chcemy Ją na pokładzie! Alleluja myślę sobie.... Alleluja!

Dni mijają jak lata... łapiemy momentalne porozumienie dusz... razem przenosimy góry... sama nie wiem kto tu kogo uczy, czy inspiruje, czy rozwija... zatracają się wszelkie granice... razem jesteśmy jak tornado... póki co na poziomie pracy... ale coraz częściej gadamy luźno, bardziej prywatnie... choć z lekką nutką dystansu... z obu stron... rokuje...

Ja w ferworze przygotowań do ślubu... mojego ślubu faken! Zawalona pracą po dach... staram się za wszelką cenę uczynić z mojego ślubu mega event... w końcu jestem specjalistką zatem musi być... mega mega... to ważne dla mnie... rodzaj rekompensaty dla partnera, że mnie nie ma 95% czasu w naszym życiu...

Stawiam granice... twarde!... po raz pierwszy... swojemu szefowi, który jest dla mnie mega guru... coś na kształt boga... sobie samej co jest jeszcze trudniejsze... w końcu świat się nie zawali... biorę ślub... jedyny w życiu (hmmmm???) tak wtedy do tego podchodzę (naiwnie? może?)... to mój czas... mój... i nic się nie liczy... to tylko przecież dwa pieprzone tygodnie... dwa! Zaraz wracam! Zaraz wracam! Nic nie może się stać... przygotowałam wszystko bardzo dokładnie i szczegółowo... do ostatniej chwili... na spotkania w sprawie ślubu zawsze spóźniona... zawsze nieprzygotowana... zawsze myślami odległa...

Wyjeżdżam w podróż poślubną... Kreta! Cudownie... Roaming oczywiście włączony... ale przecież... nic się nie może stać... Ewka jest boska, jest super, poradzi sobie i tylko dzięki Niej... mogę teraz poświęcić dwa tygodnie na swoje własne szczęście... 

... dzwonię po tygodniu czy może chwilę później... ochłonęłam... zatęskniłam... intuicja???

Ewa nie odbiera... jak to? jak to? Dzwonie do Kasi... Stoję na balkonie w promieniach zachodzącego słońca z drinkiem z palemką w dłoni... wyluzowana... wypoczęta... oderwana...

Kasia odbiera... Ja szczebiocząc... Cześć Kasiu co tam, jak tam... Ewunia nie odbiera... Ewa nie odbiera... Ewa nie odbiera... Co u Was...
cisza...
cisza...

Kasia milczy jak zaklęta!

Kasiu! Niech Ewunia do mnie zadzwoni... chce z nią porozmawiać...

Kasia zdołała wydusić z siebie tylko jedno zdanie: "Ewa jest dzisiaj nieobecna w pracy... jest na pogrzebie swojej mamy..."

pik pik pik pik... drink opada z rąk... to tylko dwa pieprzone tygodnie, nic nie może się wydarzyć... tylko dwa cholerne tygodnie... dlaczego mnie tam nie ma faken!!!

Później nic nie pamiętam...

... pamiętam dopiero nasze wspólne podróże do Warszawy... ja prowadziłam... nie chciałam Jej nadwyrężać... powoli... powoli... powoli... w  strugach łez (jakie mi teraz płyną) stawałyśmy na nogi...
... z różnych powodów...
... obie...

... jak pokazało życie to nie pierwsza próba jaką zafundowało nam życie...

ps. piszę to tu i teraz bo muszę... po tym co napisała Ewa... może nieskładnie... może nieporadnie... mam to w dupie... czułam, że muszę... i to nie jest komercha, żeby nie było...

ps. nie wiem czemu wywaliło mi ten post dwukrotnie... może blogspot nie przyjmuje ciężkich treści... trudno będziemy się jak co przenosić :)



czasem nie potrafię wymyślić tytułu...



Jestem nowa w tej pracy. Zapowiadam się na dobrego accounta – tak mówią. Pracuję po 14 h dziennie i nadal nie czuję bólu, jestem kreatywna, wielowątkowa. Jeszcze kiepsko zarabiam, ale wszystko przede mną. Pokażę im, że stać mnie na wiele. Lubię pracować i strasznie kręci mnie ta branża.

Moja mama jest dla mnie bardzo ważna. Nie mam rodzeństwa, więc w zasadzie wszystkie największe emocje związane są nadal z moimi rodzicami. Mieszkam z nimi i oprócz pracy, to ONI stanowią całe moje życie. Z mamą jesteśmy bardzo blisko. Może za blisko. Dużo ze sobą rozmawiamy. Zawsze otwarcie i często boleśnie szczerze. Ona jest trochę uparta i popełnia wiele błędów w życiu, ale to z nią czuję największe porozumienie na tym świecie.

Staram się. Pędzę jak oszalała, bo chcę mieć kiedyś swoje własne mieszkanie i ładne auto. Moi rodzice jakoś sobie radzą, ale nie są ludźmi szczególnie zamożnymi. Muszę zarobić na to sama, wiem. Wcześniej pracowałam w Warszawie i to było coś! Musiałam wrócić do Łodzi i to jest dla mnie szok. Zwłaszcza finansowy. Muszę szybko odrobić stratę i zacząć żyć jak człowiek.

Mama jest atrakcyjną kobietą. Jest zadbana i bardzo ładna. Często maluję jej paznokcie, wtedy patrzę na nią i zazdroszczę jej urody. Niestety jestem tylko jej marną kopią. We wtorek wyglądała jakoś źle i rozbolał ją brzuch. Nie przestawał boleć. Musieliśmy wezwać pogotowie, ale nie zgodziła się na szpital. Miała niepomalowane paznokcie i czuła się tym faktem bardzo skrępowana.

Wtorki w pracy są okropne. Wszyscy budzą się na dobre z weekendowego snu. Do tego jest wrzesień, czas tanich wylotów zagranicznych. Ludzie na urlopach. Ja praktycznie sama w firmie, siedzę i klikam od wielu godzin a pracy nie ubywa. Miliardy maili do wysłania, drugie tyle do odebrania.

Ból nie przeszedł. Pomalowałam mamie te cholerne paznokcie i ponownie wezwaliśmy karetkę. Kiedy przyjechała starałam się wpompować jej powietrze do ust, bo nie mogła oddychać. Szczęśliwie kiedyś nauczyłam się jak to robić. Zabrali ją. Kilka minut później pojechałam do szpitala. Było już lepiej. Zrobili jakieś badania i położyli ją na sali. Pogadałyśmy chwilę i powiedziała, żebym poszła, bo mam pewnie jeszcze sporo pracy a powinnam też trochę odpocząć.. W tamtej chwili było mi to na rękę. Posłuchałam. O 20.00 wyszłam ze szpitala i umówiłyśmy się na jutro.

Wróciłam do pracy, puściłam te maile i z kompem pod pachą wróciłam bardzo późno do domu. Tej nocy zadzwonił telefon. Nie było żadnego jutra.

Pogrzebu w zasadzie nie pamiętam. Było mi zimno. Kilka tygodni później, gdy kładłam się spać chciałam nadal umrzeć. I myślałam, że tak się faktycznie stanie. Że nie dam rady wytrzymać tego cholernego bólu. Chciałam na siłę znaleźć jakiś sens tego co się stało. Nie potrafiłam.Wiele lat minęło zanim sobie wybaczyłam, ale nadal czuję ogromny wstyd. Dzisiaj jestem silniejsza, bo wszystkie złe rzeczy, które mi się przytrafiają wydają się bzdurą w zestawieniu z tamtym wtorkiem. To pomaga żyć. Wkrótce okaże się nawet, że jeszcze będzie dla kogo.

Ostatnio znowu o tym myślałam... Że śmierć jest cholernie kreatywna. Potrafi zaskakiwać. Jest bezczelna i robi co chce. Słyszysz coś tam o niej jakby z oddali, ale te historie zwykle dotyczą innych. Lekceważysz ją więc. I dopiero, gdy przejdzie tuż obok, widzisz jaki to wielki błąd. Zdobyła mój szacunek, bo już wiem, że jeśli tylko zechce, to nie pozwoli mi nawet dokończyć śniadania.

pozdrawiam zapracowanych
ewa



środa, 24 października 2012

Hey Panowie czy wiecie jak jecie?

Wychodzi na to, że będzie kolejna klasyfikacja... no cóż robić... życie.

Fakt jest taki, że pójście z facetem do restauracji może zupełnie nieoczekiwanie okazać się kompletnym fakapem... Zwłaszcza, że sama czynność jedzenia nie jest w sumie sexy, zatem jeśli na przystawkę do tego gość ma jakieś ułomności w tym zakresie istnieje duże prawdopodobieństwo, że kobieto umrzesz w tej knajpie na bank albo ze śmiechu albo z przerażenia...



Tak sobie luźno obserwowałam ostatnio i oto typologia zwyczajów żywieniowych samców.
(tytuł odcinka: "Samce wychodzą na żer", czyta Krystyna Czubówna)

1. Na Zygzaka McQueena - jestem szybki!!! - czyli nie jadłem nic co najmniej od 2 tygodni i wchłonę teraz to wszystko w rekordowym tempie, w dowolnej kolejności, a najlepiej wszystko naraz... obyś kobieto zdążyła tylko łyka kawy złapać... a patrząc na tego Pana zastanawiasz się czy nie prościej by było, aby szeroko otworzył usta a Ty z gracją i wdziękiem zgarnęłabyś mu wszystko jak leci z talerza wprost do przełyku... jak zacznie się podduszać lekko można popchnąć jakimś tępym narzędziem. I w Twojej głowie natychmiast pojawia się pytanie: w czym jeszcze Drogi Zygzaku jesteś taki szybki....?

2. Mr. Papka - oto mój najgorszy typ... Wyobraźmy sobie taką sytuację: gość zamawia proste danie - ziemniaki młode z wody, sztuka mięsa, sałatka (dowolna). Niby wszystko ok... I tu nagle ten oto Pan Papka za pomocą widelca zamienia się w dziabdziaka - czytaj: rozgniata te pięknie podane okrągłe ziemniaki na papkę, da radę również z brokułem czy kalafiorem, do tego mięsko a jakże, miesza to wszystko w jeden bliżej nieokreślony papkowaty twór... a najlepiej jakby troszkę sosiku było na talerzu - no to wtedy dziabdzianie jak marzenie... i tą oto konsystencję partiami pakuje na widelczyk (ten typ nie wie co to nóż) i hop do buzi jak to mamunia zwykła była dawać syneczkowi... aaaaaaaaaaaaa RUN Kobieto RUN!!! 

3. Myśliwy - dość często występujący wśród samców... On nie je On poluje na talerzu... nie wiem czy nie zauważył, że to coś już dawno nie żyje i zostało poddane obróbce cieplnej... nie ważne On jest żądny krwi. Je dość szybko (ale tempo do zaakceptowania), zdecydowanie i lekko zachłannie, ma napięte mięśnie, nie kroi, a szarpie mięso jak Reksio szynkę... a jak już trafi mu się krwisty stek, do którego szanujące się restauracje podają widelec z ząbkami... no to jest w 7 niebie. Wkłada mega wielkie kawałki do ust... dodam... dość często patrząc Ci prosto w oczy... i nie wiadomo co tu robić: pochwalić samca za elastyczny otwór gębowy, czy też spuścić wzrok i spłonąć rumieńcem. Jakby nie było jest to typ raczej pozytywny, lekko drapieżny... ale co tam kto lubi :) 

4. Dźwiękowiec - ten delikwent tylko dla ludzi o mocnych nerwach. Tu jest dużo różnych podtypów... mam nadzieję, bo jeśli trafi się taki co ogarnia to wszystko to należy szybko coś zasymulować, zemdleć najlepiej... Otóż dźwiękowiec jak sama nazwa mówi ... On: sapie, mlaszcze, puka sztućcami w cokolwiek, glamie, piłuje porcelanę, dmucha na żarcie, zasysa resztki z między zębów, siorbie, mega głośno przełyka i co najgorsze... beka... ale tak do wewnątrz (niby bezszelestnie)... aaaaaaaa... przez chwilę staje się chomikiem z wydętymi policzkami i pałaszuje dalej... i tak kilka razy... o co chodzi z tym bekaniem? W sumie ostatecznie dobrze, że jednak tym otworem... bo nie mam pewności czy samce posiadają umiejętność robienia tego do wewnątrz innym otworem również...

5. Myśliciel - przed wizytą w knajpie z tym Panem koniecznie zjedz obiad... a jak szykuje się dłuższy wieczór zrób sobie kanapki do torebki... bo może i nawet będzie fajnie... ale na bank, przy dobrych lotach dasz radę przełknąć może 3 kęsy... Ten typ je w dobrym stylu, nic Cię nawet nie drażni poza jednym maleńkim faktem... de facto On nie je... Czyli nadziewa nawet coś na widelec i.... stop klatka... mówi do Ciebie, myśli, zadaje Ci pytania - i nie wiesz możesz jeść czy nie możesz? po czym chwilę pojeździ nadzianym kęsem po talerzu i.... stop klatka... i znów... możesz jeść czy nie możesz? Jak masz szczęście podniesie widelec w kierunku ust... myślisz sobie ojacieszpierdziele to jest Twoja chwila prawdy... teraz albo nigdy... i stop klatka... zawiecha w powietrzu - Ty też musisz zawisnąć obowiązkowo! - dlatego też pamiętaj nie wolno zamówić Ci zupy... Po 15 minutach myślisz sobie... ok rozkręci się na pewno... otóż nie... po przełknięciu jednego kęsa często odkłada widelec... i na przykład pije w tym samym zawiesistym stylu, albo wyciera usta chusteczką... również z kilkoma pauzami... I teraz sposobem na przetrwanie i nie padnięcie z głodu jest wyjście do toalety celem skorzystania z prowiantu awaryjnego :)

6. Hurtownik - z Nim najlepiej iść tam gdzie podają szwedzki stół... i masz temat z głowy nie będzie obciachu, bo zginie w tłumie. A w restauracji wybierz największy stolik najlepiej na 4 lub 6 osób, gdyż właśnie w imieniu tylu osób ten Pan zje kolację. Masz pewność, że zamówi pół karty - od starterów po desery... siedź cierpliwie i patrz jak rosną stosy talerzy obok Ciebie. Przygotuj się też na najgorsze - otóż ten Pan będzie uprzejmy próbować dań również z Twojego talerza... że niby taki smakosz... jak osiągniesz granicę wytrzymałości dozwolone jest wbicie widelca w jego dłoń! Amen!

7. Tadek nie Jadek - oto osobnik, który zanim zamówi cokolwiek rozłoży kartę dań na czynniki pierwsze i za pomocą kelnerki wyliczy kalorie i indeksy glikemiczne każdego dania. Ostatecznie zwykle zamawia sałateczkę i nadal wybrzydza na talerzu. Jest bardzo, ale to bardzo Fit and faken Health i gardzi tym co Ty jesz i jak w ogóle możesz... Nic nie szkodzi też oczywiście, że po kolacji wracając do domu cichaczem odwiedzi McDrive lub też pod osłoną nocy opróżni pół lodówki...

8. Dziobak - nie ma dramatu z tym Panem ale przyjemności też nie za wiele... gdyż Pan Dziobak je ze spuszczoną głową, a widelec jest przedłużeniem jego nosa... tu coś dziobnie, tam coś dziobnie... bez ładu i składu w przypadkowej kolejności... Raz na jakiś czas oderwie wzrok od talerza, ale na chwilę jakby bał się, że zlecą się inne ptaki i wszystko mu wydziobią... zatem dziob dziob dziob... rytmicznie i jakby od niechcenia.

9. Smakosz - jak do restauracji to tylko z tym Panem... uwielbiam... wie co lubi, wie co je, wie jak je... Nie zaspokaja tylko głodu On czerpie z tego przyjemność - smakuje (nie łyka natychmiast, tylko rozkoszuje się smakiem w ustach - to widać na jego twarzy), zwraca uwagę na aromat dania, je w dobry tempie, potrafi doprawić, nie boi się różnych, nowych smaków... a jeśli jeszcze Ci coś zarekomenduje... to możesz być pewna że to strzał w dychę!!! 

SMACZNEGO!

ps. czekamy na Wasze typy :)

ps. jest jeszcze jeden typ "zapłać za mnie", ale to dłuższa historia :)

kasia


photo: fotolia.pl

piątek, 19 października 2012

zara wracam:)


ZARA, nie dość, że dzinsy tam farbują:) to już wcześniej potrafiła mnie rozbawić kreacją wybitną, to prawda...




I okazuje się, że zawsze mogę liczyć tam na pozytywną emocję:)

Jak skutecznie oddać torbę w ZARZE? – instrukcja w 10 prostych krokach.


1.  Kup torbę – ona Ci się oczywiście natychmiast zepsuje – już na oko widać, że ma gówniane zapięcie, ale jest ładna, kusi ceną, czujesz, że jej potrzebujesz! Bierz!

2.  Zepsuła się już dnia następnego. Idź ją oddać. Powiedz: Dzień Dobry Pani! Zepsuła mi się ta torba. Chcę ją oddać i otrzymać zwrot pieniędzy.
Przyjmą, ale musisz wziąć taką samą, bo nadal mają ten model w sklepie (nie wiedziałaś o tym, ale małym druczkiem zasada ta jest podobno opisana gdzieś tam...).

3.  Powiedz: Nie chcę takiej samej, bo mi się zepsuje znowu. Oddajcie mi kasę!

4.  Teraz usłyszysz od Zara Pani Miłej: Przykro mi! Nie ma takiej możliwości! Musi Pani wybrać sobie coś w tej lub wyższej cenie.

5.  Powiedz: Nie chcę innej torby, bo mi się tutaj nic nie podoba. Chciałam tą, ale TA się psuje. Innej  NIE CHCĘ.

6. Usłyszysz ponownie od Zara Miłej Pani: Niestety, tutaj jest napisane (wielkość czcionki 3 pkty), że musi Pani coś wybrać.

7. Teraz możesz się naprawdę wkurwić…bo masz powód.

8. Poddaj się. Wybierz jakąś inną torbę i nawet dopłać do niej 100 zł. Spoko! Nie bój się! Kup!

9. Powiedz: ZARA wracam. Odejdź od lady. Zrób jeden krok w prawo, jeden krok w lewo i obrót na pięcie. ZARA wróć do lady.

10. Podejdź do tej samej Zara Pani Miłej i powiedz: Dzień Dobry Pani! Jakoś zupełnie nie podoba mi się ta torba. Chcę ją oddać i otrzymać zwrot pieniędzy. Teraz możesz nawet uśmiechnąć się szczerze;)


Przyjęła..musiała (małą czcionką miała to opisane:) i kasę oddała.
Możesz oddać jak Ci się nie spodoba a nie możesz jak się rozpadnie...hmmm, ciekawe.
Mina Zara Pani Miłej doprawdy bezcenna;) 

Droga ZARO! 
Dziękuję Ci, że jesteś dla mnie źródłem tak wielu inspiracji, ale po jaką cholerę ten cały cyrk? He?

ewa

czwartek, 18 października 2012

BFGdańsk, czyli spijanie sobie z dziubków..

I pojechała  na to Blog Forum wrona.


Po tym jak dowiedziała się, że niestety jedzie sama (shit!) było pewne, że czekają ją dwa dni milczenia totalnego. Wrona nowa jest bowiem w świecie blogerów, a aparycją swoją nie przyciąga raczej tłumów. Wrony mają bowiem ten wyraz twarzy, który nie budzi spontanicznych emocji pozytywnych... czyli wrony posiadają permanentny zacisk warg połączony ze wzrokiem mówiącym "nie podchodź tu, bo umrzesz!". 
Wrona nie wiadomo czy w żałobie jest czy co jej tam dolega, bo czarne to od dołu do góry. Siedzi to z boku samo wyniosłe i zarozumiałe takie, kawę siorpie i do nikogo NIC! Gęby nie odezwie! Zamiast komuś z uśmiechem w dupkę ślizgiem wejść (bo nowa w towarzystwie)... NIC!
Żeby nikogo nie obrazić zdaniem o charakterze sarkastycznym, wybiera milczenie i siedzi w ciszy. Dlatego wrony chadzają w mikro stadzie, czyli razem i mówią dla bezpieczeństwa do siebie.

I tutaj cud następuje! Jak w Kanie Galilejskiej jakiejś tyle, że bez wody i wina!

Siedzi Wrona samotnica (nieco wkurwiona, że na imprezie wieczornej nie była! ech!) grzebie w kompie, aż tu nagle głos do niej przemówił. Nawet rozejrzała się czy to, aby na pewno do niej. TAK! Do niej! Myśli wrona...BOHATERKO MOJA! Dzięki Tobie mogę interakcji międzyludzkiej zażyć! Dzięki Ci o Pani, bo zdechłabym tu za kwadrans z rozpaczy! Przez głowę przebiegła myśl... jakaś to osoba niezwykle Radomska być musi. Nie pomyliła się:)

Dzięki babo! Swoją drogą... szkoda, że nie wiedziałam, że Ty też kierunek Łódź, bo miałam puste auto jakby ;)

Po pierwszym zdaniu, które z przestrzeni padło wrona miała przyjemność poznać jeszcze jedną osobę z MEGA historią na koncie osobistym!
Jak zaczęłaś z tymi ciastkami... no wiesz:) to poczułam, że świat się jednak nie kończy! :)

Z Forum zapamiętałam jeszcze:

1. Że są jeszcze fajne baby na tym łez padole... Wiara odzyskana!
2. Że Kominek jest mojego wzrostu... ahahhahahahaha :)
3. Że Art Kurasiński naprawę mądrze gada...
4. Że Maciek Budzich jest absolutnym nr 1 w konkurencji: najsympatyczniejsza postać blogosfery. I LovU! Nawet z tą mysią kitą :)
5. Że Jakóbiak ma małą chatę, ale piękne oczy...
6. Że Lekko Stronniczy muszą być bardzo młodzi, bo jakoś nie dobiegam do tematu..:)
7. Że blogerzy pochwalać i myziać się lubią wzajemnie... Oj bardzo!
8. Że Czubaszek jest cool i wara od Tej Pani!


Statystyka końcowa:
1. Dwie osoby poznane z imienia
2. Jakieś 145 słów wypowiedzianych nieskładnie do mikrofonu
3. Kilka komunikatów typu: "congs" odebranych (z totalnym zdziwieniem) od nieznanych mi osób
4. 6 kaw, kilogram ciastek, 2 x McDonald's, butelka wina w hotelowej samotni obalona
5. Pozyskana miłość ochroniarza, który za wszelką cenę chciał się ze mną żenić - rany! jakiż z Niego desperat :)

Wniosek:
Muszę przyznać, że jestem jednak komunikacyjnie nadzwyczaj rozwinięta. Nie ma co! :)

Wrony dziękują za naprawdę fajne spotkanie i do zobaczenia next time! 
Następnym razem wejdziemy obie... mam chody u ochrony!:)

ewa

p.s. no i (standardowo!) całuseczki, buziaczki, myziaczki i przytulaczki oczywiście od nas:) hehhehehheh trochę jednak się uczę!

poniedziałek, 15 października 2012

jest robota!


Mamy ostatnio poczucie, że ktoś kupił wszystkie bazy danych, w których przypadkowo znalazły się nasze adresy mailowe. Ilość przefascynujących ofert pracy otrzymywanych ta drogą robi serio wrażenie.
Wrony to nie polonistki jakieś. I językiem bawią się czasami w sposób mało poprawny. Ale taka oferta pracy nie zdarza się każdego dnia...oj  nie. Bardzo dziękujemy!!! Robota jak marzenie!



Oto przedruk bez korekty:)

Dzien dobry!
Jestesmy Miedzynarodowzy Medyczny Service, szukamy pracownikow, ktorzy beda rowniez naszymi przedstawicielami.
Proponujemy stanowisko menedzera na poletat. Wybieramy najlepszych pracownikow i prawdopodobnie, moze to byc ty! Postaraj sie, jesli czujesz, zaufanie i jestes gotowy, aby byc naszym przedstawicielem.

Jako pracownik nalezy wyraznie wypelniac wymagaia naszej firmy:
1.Wiedziec ezyk angielski.
2. Umiejetnosci interpersonalne.
3. Wiedza konwersacyjnego angielskiego.
4. Komputerowa wiedza.
5.Odpowiedzialne podejscie do pracy.

Nasza firma nigdy nie zatrzymuje sie w tym samym miejscu, to znaczy:
Staly rozwoj i postep jest nasza zasada, a dbalosc o szczegoly, zastaw naszego sukcesu!

- Stale doskonalenie techniki pracy z naszymi klientami.
- Ciagly rozwoj nowych kierunkow.
- Wprowadzenie nowych technologii i promowanie podnoszenia na jakosciowo nowym poziomie swiadczonych uslug.
- W poglebionej analizie potrzeb naszych klientow, nic nie pozostaje bez uwagi!

Wynagrodzenie: 28,000 EUR na rok

Liczba wolnych miejsc jest ograniczona, zeby uczestniczyc wyslij nam swoje CV, podamy Panstwu wiecej informacji na temat pracy.
Nasi menedzerowie sa gotowi odpowiedziec na wszelkie pytania, skontaktuj sie z nami w kazdej chwili.


A podobno żadna praca nie hańbi...

wrony dwie


środa, 19 września 2012

i jak tu zrozumieć kobiety?


I jak tu zrozumieć drugiego człowieka? I to w dodatku babę?
O błogosławionym stanie już kiedyś pisałyśmy... tutaj

...ale zainspirowane otaczającym światem i odnalezionym w necie tekstem, upłakane przy tym ze śmiechu, postanowiłyśmy temat rozwinąć i o kilka ważnych elementów uzupełnić.




Co ma zrobić mężczyzna, aby dobrze zrozumieć kobietę w ciąży? 
Instrukcja - krok po kroku:


1-3 miesiąc 



1. Każdego wieczora organizuj sobie zatrucie pokarmowe - np.: zjedz mocno przeterminowaną rybę i popij zimnym mlekiem. Później dowiesz się, po co. 
2. Następnego ranka wstań, weź pigułkę nasenną i idź do pracy. Jeśli rzeczywiście bardzo źle się czujesz - zostań w domu, ale nie zapomnij posprzątać, zrobić zakupy i ugotować obiad. 
3. Do kostek u nóg przywiąż sobie woreczki z piaskiem - minimum po półtora kilograma na każdą nogę.
4. Przed wyjściem z domu włóż do kieszeni zgniłego ziemniaka i nie wyjmuj go za żadne skarby świata! Jeżeli nie czujesz go wystarczająco dobrze dołóż jeszcze jednego do drugiej kieszeni tak, aby zapach był intensywny, wyraźny i nie pozwalał o sobie zapomnieć.
5. Tego nie jedz, nie wolno Ci. Tego też. I tego. Najlepiej zjedz jabłko - zdrowe i mało kalorii!
6. Rzuć wreszcie te papierosy! Kawę, wino, coca-colę, piwo i inne napoje gazowane też! Sushi to Twój wróg!
7. Usiądź wygodnie i zjedz jogurt. Jeśli nie masz ochoty - to chociaż trochę. Jogurt jest zdrowy!
8. Zwymiotowałeś? Trudno. Posprzątaj po sobie. Nie wołaj żony - jest zajęta, a poza tym je obiad. 
9. Wyrzuć wszystkie leki z domu. Są Ci teraz zupełnie zbędne. Nawet jeśli coś urwie Ci nogę, nie możesz ich zażyć! Absolutnie!
10. Idź do szpitala na pobranie krwi. Muszą zrobić niezbędne badania. 
11. Trzy razy w miesiącu chodź na badania do proktologa. 


3-6 miesiąc



1. Do brzucha przywiąż materac z wodą. 
2. Nie odwiązuj go nigdy! Nawet, gdy się myjesz, ubierasz i próbujesz wciągnąć buty. 
3. Śpij również z materacem. Jak to, JAK? Na boku! 
4. Nie zapomnij rano zażyć pigułki nasennej. 
5. Przed wyjściem do pracy - wypij minimum litr wody - to pozwoli chodzić Ci do toalety co 15 minut!
6. Bardzo głodny? Przetrzymaj - szybko przełykaj ślinę - niektórym pomaga! Inaczej nigdy nie pozbędziesz się materaca z wodą i będziesz z nim chodził przez kilka kolejnych lat.
7. Przed pójściem spać również wypij litr wody i weź 2 tabletki moczopędne. Po jakimś czasie przestaniesz wpadać na różne przedmioty w drodze do łazienki po ciemku.
8. Do nosa włóż waciki, tak, aby powietrze przechodziło, ale odczuwało się lekką duszność. Wacik noś zawsze.
9. Masz duszności? Otwórz okno - niektórym pomaga. 
10. Odsuń trochę fotel kierowcy od kierownicy - materac się nie mieści - nie sięgasz nogami? Oj tam... dasz radę jakoś! Jak będą na Ciebie trąbić, bo Ci raz na jakiś czas zgaśnie samochód - uśmiechaj się głupkowato i pomachaj do nich wszystkich - pamiętaj, że przez okno w aucie nie widać materaca!
11. Codziennie wieczorem usiądź w rozkroku i rozciągaj się intensywnie - najlepiej jakby żona usiadła Ci na plecach dla lepszego efektu - ból pachwin to zupełnie przyjemna rzecz zwłaszcza na drugi dzień rano!
12. Idź do szpitala na pobranie krwi. Jak to, PO CO? Zrobić niezbędne badania. Co z tego, że już robiłeś?
13. Trzy razy w miesiącu chodź na badania do proktologa. Materaca nie odwiązuj! 



6-9 miesiąc 



1. Każdego ranka siadaj na fotel obrotowy i kręć się przez 10 minut. Gdy już organizm odmówi Ci całkowicie współpracy - wstań i szykuj się do pracy. Kręci Ci się w głowie? No co Ty? Współczujemy, to na pewno minie.
2. Dolej pół wiadra wody do materaca. 
3. Wypij coś moczopędnego, a w pracy wypijaj szklankę wody co godzinę. Módl się o dostępność toalety!
4. Postaraj się nie opuszczać miejsca pracy zbyt często. Bądź czujny, uśmiechnięty, zaangażowany i dyspozycyjny przez cały dzień. Jeśli przychodzi Ci to z łatwością - weź dodatkową pigułkę nasenną. 
5. Zwiększ również wagę woreczków z piaskiem, które masz przywiązane do nóg - do 2 kilogramów każdy Dołóż  po dwa kilogramowe w okolicy bioder i dwa wielkie przyklej na klatkę piersiową.
6. Wieczorem, nie odwiązując materaca, połóż się do łóżka i bądź perfekcyjnym, namiętnym kochankiem! Najlepiej w pełnym oświetleniu!
7. Jeśli wydaje Ci się, że Twoja żona interesuje się innymi mężczyznami - pozostań uśmiechnięty, wspaniałomyślny i wybaczający. 
8. Chcesz się ogolić? Nie, NIE na twarzy! Nie odwiązując materaca, usiądź wygodnie w dużym rozkroku, zapal wszystkie światła i poproś żonę o pomoc. Możesz zaryzykować wykonanie tego zadania przy pomocy lusterka do makijażu - porada tylko dla wtajemniczonych...
9. Poświęcaj żonie więcej czasu i uwagi. Wyobraź sobie, że jej też jest teraz bardzo ciężko! 
10. Nastaw budzik w nocy tak co pół godziny, wstań, pochodź trochę, pooddychaj, idź do toalety... połóż się spać, pogłaskaj żonkę, żeby troszkę ciszej chrapała... ale nie za intensywnie bo rano będzie nie wyspana do pracy... 
11. Idź do szpitala na pobranie krwi. Jak to, PO CO? Po to samo, co zawsze - niezbędne badania. 
12. Trzy razy w miesiącu chodź na badania do proktologa. Oczywiście, że z materacem i workami, co to za pytanie? 



No, dobra! Masz dość? Ok. Zwyczajnie odwiedź po raz dwudziesty znajomego proktologa, niech włoży Ci wielką pomarańczę... GDZIE? Już on wie, gdzie! Teraz oddychaj bardzo głęboko i mocno przyj. I nie krzycz tak głośno, co ludzie powiedzą? Boli? Przykro nam...Za parę godzin na pewno przestanie! Udało Ci się uwolnić od pomarańczy? Wyśmienicie! Teraz możesz już pozbyć się zgniłego ziemniaka z kieszeni  i odwiązać materac. Do worków na klatce piersiowej dołóż po kilogramie, resztę pozostaw bez zmian.

Teraz zamiast materaca z wodą, włóż sobie dużą pieluchę w spodnie i chodź z nią bez przerwy. A za 6 tygodni bądź gotowy na gorący i namiętny seks ze swoją żoną. 

Ona jest taka zaniedbana i już tak długo czeka....



z pozdrowieniami
wrony dwie



słownik wyrazów być może obcych:

proktolog - lekarz specjalista, u którego warto konsultować wszelkie problemy zdrowotne dotyczące jelita grubego oraz okolic odbytu
namiętny seks - seks emocjonalny, uwzględniający i szanujący preferencje i ulubione techniki partnera, spontaniczny, wykonywany z dużym zaangażowaniem, trwający pow. 15 minut
duża pielucha - gruba, niewygodna płachta biała o rozmiarach 20 cm x 45 cm, dostępna w sieci aptek pod nazwą "podkład"

wtorek, 18 września 2012

jak zdechnąć z głodu w 30 dni


Jest tak. Minimum raz w roku każda babka ma taki moment, kiedy postanawia absolutnie zmienić swoje życie. Zjechać walcem stare i wykluć się z jaja na nowo. Zwykle podyktowane jest to jakąś ważną datą. Urodziny, Sylwester, Nowy Rok, Wiosna... 
Bardzo źle, gdy kilka z tych dat zbiega się w czasie. Wtedy to następuje kumulacja potrzeb i podejmowana jest próba wykonania zmiany SPEKTAKULARNEJ.

Jednak najbardziej wnerwiające są zwykle urodziny... kolejne. Jesteś wewnętrznie niepogodzona z tym, że czas zatrzymać się nie chce i że coraz częściej słyszysz cholerne "dzień dobry" zamiast upragnionego "cześć". I właśnie nadchodzi ...TA DATA! Kolejna data! I stos płonących świec na okrągłym cieście ze śmietany ubitej, które nie jest w stanie ich już pomieścić.

I co? Czas na zmiany. Trzeba tylko wziąć się w garść i wydobyć odwagę i mieć plan!  Zrobisz coś z twarzą (która jest mało doskonała), życiem (które jest takie zwyczajne), a przede wszystkim z ciałem i wagą! Ok. poddasz się tej procedurze. Nie, że jakaś kolejna dieta cud! Nie! Praca nad sobą! Wyłącznie! W trudzie i znoju! Usmarkana po pas. TAK!
Będziesz walczyć i już wkrótce założysz rurki, w których będziesz wyglądać znakomicie. I przedefilujesz po basenie z podniesioną głową. Bez pareo!



Wizyta na siłowni umówiona. W środę. U trenera. Oczywiście u kobiety (warunek nie do negocjacji!!! tłumaczysz to Pani w recepcji jakieś 15 min), bo żaden gówniarz z tatuażem pomiarów tłuszczu Ci robić nie będzie! Umrzesz przecież! 
Na dwa dni przed spotkaniem z trenerem - myśli w Twojej głowie:
 -Nie no...odwołam to. Pójdę innym razem - 154 razy
- Muszę przestać jeść! Kompletnie! No może 2 jajka na twardo... schudnę trochę do środy to nie będzie takiego wstydu - 300 razy
- Kupię nowy strój najka i buty też najka, żeby dobrze wyglądać - 100 razy
- Nie kupię nowego stroju najka i butów też najka, żeby dobrze wyglądać, bo mi się nie należy! Dopiero jak schudnę to wtedy kupię, bo i tak będę potrzebowała za chwilę mniejszy rozmiar przecież - 140 razy
- Nie chce mi się..o shit! - 1000 razy

Finalnie wygrywasz jakoś ze sobą, nic nie kupujesz i idziesz.

Twój trener - Wiktoria: waży jakieś 50 kg i ma dupkę jak orzeszek włoski, cycki nieduże, ale w dobrym miejscu osadzone, jakieś 55 cm w talii, i dłuuugie blond włosy w warkocz uplecione rodem z Tomb Rider
Wiktoria: Cześć Ewa! i prowadzi Cię do stacji pomiarów skrupulatnych.
Wiktoria: "Tomek, zbadaj Ewie parametry a ja wypełnię kartę".
What? WHAT? Ale, że co? Jaki Tomek? Co za Tomek? Ale dlaczego? Ale po co? Ratunku!!!! W Twojej głowie pojawia się słowo "kurwa" po raz pierwszy i będzie się ono pojawiać przez następne 20 minut jeszcze jakieś 200 razy.
Tomek: 22-23 lat, jakieś 186 wzrostu, obwód bicepsa..eeeeeeeeeeeee, tatuaż naramienny i nałydkowy oraz szczery i jakże bezczelny uśmiech. 
Tracisz sobie powolutku kontakt z otoczeniem. Zapada ciemność i masz paraliż nóg.
Tomek jest miły, ale nagle pyta: "Ile masz lat?", bo do prawidłowych pomiarów owego parametru potrzebuje.
Bełkoczesz TĄ liczbę jakoś. Przecież nie możesz kłamać! Pomiary nie wyjdą!!!!! Wszak oszukasz samą siebie a tego zrobić nie możesz! NIE! NIE! NIE!
Wiktoria: "Tomek, to daj PANIĄ EWĘ na wagę i objaśnij wskaźniki".
I tak z sikoreczki w ćwierć sekundy stajesz się PANIĄ EWĄ. A ponieważ jesteś nadal w szoku pytasz bez ogródek, że dlaczego zaraz "Pani Ewa", przecież byłyśmy na "ty".
Wiktoria: Oj przepraszam! To tak z szacunku...
Zgon! Twój zgon!




Ostatni raz pozwoliłaś zobaczyć liczbę, która pojawia się na wadze higienistce w szkole podstawowej. Aż do tego momentu. Czy Tomasz z tatuażem przypomina higienistkę? eeeeee..raczej nie.

Tomasz - higienistka zapisał liczby. Przez następne kilka minut półbóg Tomasz objaśnia Ci szczegółowo Twoje BMI, potem mówi o % tkanki tłuszczowej w Twoim sparaliżowanym już od kilku minut ciele i o wodzie, że nie pijesz (faken! a wino to co? nie na wodzie jest? he?) i informuje Cię o powtórnym pomiarze za 30 dni.
Wspólnie z Wiktorią z zabójczym uśmiechem na twarzach, ustalają  przedziały tkanek do korekty i wio dalej!

Nie poddawaj się bez walki, przyjmuj ciężar na swe barki! - cicho sobie burczysz w duszy... Okazuje się, że: masz jednak jakiś mięsień w tyłku (bo się skurczył parę razy i trzeba było rozklepywać), wypychasz na plerach 120 kg (przez pomyłkę, ale poszło!) i nie sięgasz do większości sprzętów bez taborecika. W trakcie wypychania i sapania utwierdzasz się jeszcze raz w tym, co wiesz od lat i co Cię wpienia na maksa, że będziesz jadła od tej pory jajka na twardo na zmianę z otrębami i białym serem, kurą i rybą. Precz Michałki! Precz kabanoski! Precz bułka! Precz wino!????? Ostatni punkt negocjujesz i z Wiktorią i ze sobą. Ok, pijesz w piątki! Mała, szczupła z jędrną dupką Wiki pozwoliła;) ufff.

W sumie trochę Cię ta dzidzia z mini obwodami zmotywowała. Za pół roku będziesz boginią z twardym jak skała tyłkiem i cyckami jak aktywne wulkany!
Mija jakieś 2,5 godziny radości i lecisz do domu. Odarta z resztek godności, ale podekscytowana mocno. W aucie włączasz muzę i śpiewasz! A tam! Drzesz się z radiem jak świr. Nie otworzysz okna, bo jest 10 stopni i leje, ale i tak jest fajnie:). Wpadasz do domu opowiedzieć jaka jesteś super i odważna i co osiągniesz i jaka przyszłość Cię czeka!
Już w drzwiach słyszysz:
Ej, gdzie Ty byłaś! Psa nie wypuściłaś! Zrobiła kupę na dywan!

Nic to zupełnie nic! Nic Cię ta kupa nie obchodzi, chociaż lekki link do "Dnia Świra" się w Twojej głowie przez chwilę wyprodukował. Jedno jest ważne. Za 30 dni pomiar. Tomasz - higienista dokona go. Umrzesz z głodu, aby wynik zadziwił publiczność? Możliwe. Bo jeśli nie to jedyna inna opcja jaką widzisz, to przed pomiarem odciąć sobie jedną nogę (to jak nic 10 kg mniej!).

A tymczasem w tym błogostanie zjesz sobie pyszną kolacyjkę. 
Jajo. Na twardo jedno zasrane kurzęce jajo! Mniam:)
Zostać tutaj i walczyć, czy odejść i się poddać? O nie! Poddasz się dopiero jak padniesz mordą w piach na amen!

A teraz nowe życie czas zacząć!

ewa

p.s. Czwartek rano. Sądząc po bólu, człowiek ma jednak niezliczoną liczbę mięśni, o których istnieniu kompletnie nic nie wie:)

photo: fotolia.pl





Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...