wtorek, 18 września 2012

jak zdechnąć z głodu w 30 dni


Jest tak. Minimum raz w roku każda babka ma taki moment, kiedy postanawia absolutnie zmienić swoje życie. Zjechać walcem stare i wykluć się z jaja na nowo. Zwykle podyktowane jest to jakąś ważną datą. Urodziny, Sylwester, Nowy Rok, Wiosna... 
Bardzo źle, gdy kilka z tych dat zbiega się w czasie. Wtedy to następuje kumulacja potrzeb i podejmowana jest próba wykonania zmiany SPEKTAKULARNEJ.

Jednak najbardziej wnerwiające są zwykle urodziny... kolejne. Jesteś wewnętrznie niepogodzona z tym, że czas zatrzymać się nie chce i że coraz częściej słyszysz cholerne "dzień dobry" zamiast upragnionego "cześć". I właśnie nadchodzi ...TA DATA! Kolejna data! I stos płonących świec na okrągłym cieście ze śmietany ubitej, które nie jest w stanie ich już pomieścić.

I co? Czas na zmiany. Trzeba tylko wziąć się w garść i wydobyć odwagę i mieć plan!  Zrobisz coś z twarzą (która jest mało doskonała), życiem (które jest takie zwyczajne), a przede wszystkim z ciałem i wagą! Ok. poddasz się tej procedurze. Nie, że jakaś kolejna dieta cud! Nie! Praca nad sobą! Wyłącznie! W trudzie i znoju! Usmarkana po pas. TAK!
Będziesz walczyć i już wkrótce założysz rurki, w których będziesz wyglądać znakomicie. I przedefilujesz po basenie z podniesioną głową. Bez pareo!



Wizyta na siłowni umówiona. W środę. U trenera. Oczywiście u kobiety (warunek nie do negocjacji!!! tłumaczysz to Pani w recepcji jakieś 15 min), bo żaden gówniarz z tatuażem pomiarów tłuszczu Ci robić nie będzie! Umrzesz przecież! 
Na dwa dni przed spotkaniem z trenerem - myśli w Twojej głowie:
 -Nie no...odwołam to. Pójdę innym razem - 154 razy
- Muszę przestać jeść! Kompletnie! No może 2 jajka na twardo... schudnę trochę do środy to nie będzie takiego wstydu - 300 razy
- Kupię nowy strój najka i buty też najka, żeby dobrze wyglądać - 100 razy
- Nie kupię nowego stroju najka i butów też najka, żeby dobrze wyglądać, bo mi się nie należy! Dopiero jak schudnę to wtedy kupię, bo i tak będę potrzebowała za chwilę mniejszy rozmiar przecież - 140 razy
- Nie chce mi się..o shit! - 1000 razy

Finalnie wygrywasz jakoś ze sobą, nic nie kupujesz i idziesz.

Twój trener - Wiktoria: waży jakieś 50 kg i ma dupkę jak orzeszek włoski, cycki nieduże, ale w dobrym miejscu osadzone, jakieś 55 cm w talii, i dłuuugie blond włosy w warkocz uplecione rodem z Tomb Rider
Wiktoria: Cześć Ewa! i prowadzi Cię do stacji pomiarów skrupulatnych.
Wiktoria: "Tomek, zbadaj Ewie parametry a ja wypełnię kartę".
What? WHAT? Ale, że co? Jaki Tomek? Co za Tomek? Ale dlaczego? Ale po co? Ratunku!!!! W Twojej głowie pojawia się słowo "kurwa" po raz pierwszy i będzie się ono pojawiać przez następne 20 minut jeszcze jakieś 200 razy.
Tomek: 22-23 lat, jakieś 186 wzrostu, obwód bicepsa..eeeeeeeeeeeee, tatuaż naramienny i nałydkowy oraz szczery i jakże bezczelny uśmiech. 
Tracisz sobie powolutku kontakt z otoczeniem. Zapada ciemność i masz paraliż nóg.
Tomek jest miły, ale nagle pyta: "Ile masz lat?", bo do prawidłowych pomiarów owego parametru potrzebuje.
Bełkoczesz TĄ liczbę jakoś. Przecież nie możesz kłamać! Pomiary nie wyjdą!!!!! Wszak oszukasz samą siebie a tego zrobić nie możesz! NIE! NIE! NIE!
Wiktoria: "Tomek, to daj PANIĄ EWĘ na wagę i objaśnij wskaźniki".
I tak z sikoreczki w ćwierć sekundy stajesz się PANIĄ EWĄ. A ponieważ jesteś nadal w szoku pytasz bez ogródek, że dlaczego zaraz "Pani Ewa", przecież byłyśmy na "ty".
Wiktoria: Oj przepraszam! To tak z szacunku...
Zgon! Twój zgon!




Ostatni raz pozwoliłaś zobaczyć liczbę, która pojawia się na wadze higienistce w szkole podstawowej. Aż do tego momentu. Czy Tomasz z tatuażem przypomina higienistkę? eeeeee..raczej nie.

Tomasz - higienistka zapisał liczby. Przez następne kilka minut półbóg Tomasz objaśnia Ci szczegółowo Twoje BMI, potem mówi o % tkanki tłuszczowej w Twoim sparaliżowanym już od kilku minut ciele i o wodzie, że nie pijesz (faken! a wino to co? nie na wodzie jest? he?) i informuje Cię o powtórnym pomiarze za 30 dni.
Wspólnie z Wiktorią z zabójczym uśmiechem na twarzach, ustalają  przedziały tkanek do korekty i wio dalej!

Nie poddawaj się bez walki, przyjmuj ciężar na swe barki! - cicho sobie burczysz w duszy... Okazuje się, że: masz jednak jakiś mięsień w tyłku (bo się skurczył parę razy i trzeba było rozklepywać), wypychasz na plerach 120 kg (przez pomyłkę, ale poszło!) i nie sięgasz do większości sprzętów bez taborecika. W trakcie wypychania i sapania utwierdzasz się jeszcze raz w tym, co wiesz od lat i co Cię wpienia na maksa, że będziesz jadła od tej pory jajka na twardo na zmianę z otrębami i białym serem, kurą i rybą. Precz Michałki! Precz kabanoski! Precz bułka! Precz wino!????? Ostatni punkt negocjujesz i z Wiktorią i ze sobą. Ok, pijesz w piątki! Mała, szczupła z jędrną dupką Wiki pozwoliła;) ufff.

W sumie trochę Cię ta dzidzia z mini obwodami zmotywowała. Za pół roku będziesz boginią z twardym jak skała tyłkiem i cyckami jak aktywne wulkany!
Mija jakieś 2,5 godziny radości i lecisz do domu. Odarta z resztek godności, ale podekscytowana mocno. W aucie włączasz muzę i śpiewasz! A tam! Drzesz się z radiem jak świr. Nie otworzysz okna, bo jest 10 stopni i leje, ale i tak jest fajnie:). Wpadasz do domu opowiedzieć jaka jesteś super i odważna i co osiągniesz i jaka przyszłość Cię czeka!
Już w drzwiach słyszysz:
Ej, gdzie Ty byłaś! Psa nie wypuściłaś! Zrobiła kupę na dywan!

Nic to zupełnie nic! Nic Cię ta kupa nie obchodzi, chociaż lekki link do "Dnia Świra" się w Twojej głowie przez chwilę wyprodukował. Jedno jest ważne. Za 30 dni pomiar. Tomasz - higienista dokona go. Umrzesz z głodu, aby wynik zadziwił publiczność? Możliwe. Bo jeśli nie to jedyna inna opcja jaką widzisz, to przed pomiarem odciąć sobie jedną nogę (to jak nic 10 kg mniej!).

A tymczasem w tym błogostanie zjesz sobie pyszną kolacyjkę. 
Jajo. Na twardo jedno zasrane kurzęce jajo! Mniam:)
Zostać tutaj i walczyć, czy odejść i się poddać? O nie! Poddasz się dopiero jak padniesz mordą w piach na amen!

A teraz nowe życie czas zacząć!

ewa

p.s. Czwartek rano. Sądząc po bólu, człowiek ma jednak niezliczoną liczbę mięśni, o których istnieniu kompletnie nic nie wie:)

photo: fotolia.pl





2 komentarze:

  1. ja jestem teraz na takim etapie. ale mimo wszystko zacznę od zakupu dresów. ciekawe na jak długo starczy taka zachęta...

    OdpowiedzUsuń
  2. trzymamy kciuki i też walczymy!:)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...