Nie wiem czy istnieje dieta, na której nie byłam. No chyba
jedna. Ta gdzie trzeba rano zjeść jajo z kawą. Niestety połączenie jaja z kawą
w dodatku czarną jest dla mnie zabójcze. Równie dobrze mogę spróbować zrobić
codziennie rano szpagat. Bardzo bolesne a efekt gówniany. Cała reszta diet
została chyba przećwiczona oczywiście w różnym wymiarze czasowym. Byłam
lotnikiem amerykańskim, pożeraczem białek, zjadaczem śmierdzących zupek,
zalewanych nie do końca przegotowaną wodą. Oczywiście liczyłam też z absurdalną
precyzją kalorie, jadłam zupę z kapusty i parę tam innych. Oczywiście, aby być
mega fit biegałam, skakałam, jeździłam na rowerze, dygałam brzuszki bla bla
bla. W zasadzie to zawsze jestem na diecie... no chyba, że wypiję dużo wina to
wtedy widzę WYRAŹNIE, że jednak nie potrzebuję żadnej diety. Przecież mam mega
cycki, spoko tyłek i jestem miękkaJ.
Czyli ok! Do dziś zastanawiam się czy stwierdzenie jakie usłyszałam kiedyś od
faceta, że „jestem taka mięciutka” miało na celu obrazić mnie, zmotywować do
zapanowania nad ruchem falistym własnego tyłka, czy też było może ku pochwale.
A cholera Go tam wie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz