piątek, 13 kwietnia 2012

black is back



Osobiście nie wiem jak pozbyć się nałogu kupowania czarnych kiecek. Niby jest wiosna i należałoby wrzucić na siebie jakiś kolorowy fatałaszek. Niestety słabość do "małej czarnej" jest absolutnie nieuleczalna i znam wiele takich "chorych" przypadków. Ale słabość tą uznaję za uzasadnioną!

Fakty są takie, że mała czarna potrafi uczynić cuda. Zmienia każdą babkę w niezwykle elegancką niewiastę a nawet bywa, że i w seksowną kocicę. Często kobiety, które uznawane były (nadal uznawane są) za symbol seksu preferowały właśnie "mc style"...Marlin Monroe czy też Rita Hayworth. W pewnym momencie wszystkich na łopatki oczywiście rozłożyła bezapelacyjnie klasyka w tej kategorii, czyli Audrey Hepburn w "Śniadaniu u Tiffaniego". W tym już leciwym filmie pojawiły się 2 "ważne" czarne kiecki, które przeszły do historii i które podrabiano później na miliardy sposobów. Do dziś, gdy patrzę na plakat z filmu to szczerze zazdroszczę tej Audrey kiecki! I te okulary! Ech!!
A koronowane głowy to niby co? Diana (jeszcze jako Spencer) była taka skromniusieńka jak pensjonareczka z pąsami na twarzy a jak wrzuciła czarną kieckę na siebie to ludzie oszaleli! Złamała zasadę, bo koronowanym głowom nie wypadało pojawiać się w czerni. I co? Nagle stała się symbolem wszystkiego co najlepsze u kobiety. 




Wszystko pochrzaniło się modowo jak przyszły czasy hippie. Jeeezu! Te kwiaty! Może i fajne, takie jakby radosne, ale z szykiem nie miało to nic wspólnego. Podobno sytuację uratowała Donna Karan. Bo to właśnie ona przypomniała o ukartupionej w tamtym czasie - małej czarnej. Tak była zdesperowana dziewucha, że nawet rzuciła robotę u swojego pracodawcy, żeby taką kieckę zaprojektować i już na własną odpowiedzialność wyprodukować. Do tego wprowadziła czarne kiecki z dzianiny...te nieśmiertelne kopertówki, które nosimy do dziś!!! Kochana ta Donna!

Był też moment fascynacji modą indyjską. Miliony sklepów z ciuchami o intensywnym zapachu kadzideł.  Zapach ten był absolutnie nie do sprania z zakupionego łaszka! Nigdy i niczym! Wisiory, tuniki, spódnice do kostki i koraliczki...tysiące kolorowych jak tęcza koraliczków. Uległam nawet temu szaleństwu. Stało się wtedy w kilometrowych kolejkach do pseudo szatni i kupowało po osiem sztuk tego towaru! A co! Czas ten wspaniały szczęśliwie minął i chwała za to!

Oczywiście najpiękniejsze modowo były lata 80'te. Babki, zwłaszcza aktywne zawodowo, nosiły wtedy takie męskie garnitury niby na damskie przerobione, płaskie buty i skarpety! Ja nie wiem tego na 100%, ale szarpie mną silne wewnętrzne przekonanie, że to jest właśnie okres narodzin skarpety flanelowej z dwoma paskami. Te skarpety były dość długie i często (celowo!!!) tak figlarnie pościągane i pomarszczone. Co za fantazja!!!

Fascynacje wszelkie mijają a mała czarna wraca zawsze.
Prawda jest taka, że jak pojawiają się babki w czarnych prostych kieckach i to jeszcze zagonione w grupę na małej przestrzeni - to nie ma siły - wrażenie musi być. Wrażenie to jest oczywiście zgodne panującym z rokiem kalendarzowym i aktualną epoką, ale jest to zawsze widok intrygujący. No tak np. Robert Palmer i "Addicted to Love"...no i po co ten Palmer tam jest ja się pytam?:).




Albo te dziewczyny w czarnych kieckach co tańczą teledysku Hurts "Wonderful life". Nie za szczupłe (!) oj nie nie!. Ale boskie!



Z małą czarną można zrobić wszystko a wygląda naprawdę perfekcyjnie, gdy odkrywa 40% ciała. To znana zasada 40%.  Odkryjesz mniej - przemkniesz niezauważona, odkryjesz więcej - będziesz trącać tandetą.
Mała czarna jest niezbędna i nie przeszkadza w szafie nawet w dużej ilości. Nadaje szyku, elegancji, ale jednocześnie trochę grzesznego wyglądu. 
I o to chodzi.
Bo trzeba mieć głowę do interesów a ciało do grzechu!
I basta!

ewa

p.s. a poza tym czarny wyszczupla!:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...