wtorek, 14 sierpnia 2012

girls talk odc. 6

Serial: Girls Talk


Odcinek 6 'O czym jak nie o butach...'

W rolach głównych:
W: wronka :)
S: sprzedawczyni

Poszła Wrona do butowego shopu na V... tak looknąć co tam w nju kolekszyn mają bo druga Wrona mówi że "ohohoho". No faktycznie "ohohoho" czarne kozaczki z czerwonym przeszyciem wpadają w oko...

Oczywiście stoją tam też jeszcze niedobitki z letniej partii... zatem można też po dotykać i podnieść sobie ciśnienie patrząc na cenę... po salach, wyprzach i dyskantach butów, które masz na nogach właśnie... faken... nic to...

Podchodzi Pani Sprzedawczyni - radosna i uśmiechnięta...


S: szuka Pani czegoś konkretnego?

W: hmmm być może ale to będzie trudne...

S: proszę spróbować... jednak :)

W: oki... potrzebuję buty na obcasie ale nie za wysokim i raczej w wersji dość stabilnej

S: aha

W: uniwersalne, pasujące do wielu ciuchów - spodni i sukienek, na lekki deszcz i na słońce

S: yyyyy

W: i przede wszystkim bardzo wygodne gdyż zamierzam dużo chodzić w najbliższym czasie...

S: wszystko jasne

W: hmmmm???

S: to proste - potrzebuje Pani kupić takie POPIERDALAJKI

W: aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa ahahahahaha aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa
W: ototo - tak zdecydowanie potrzebuję nabyć popierdalajki :) :) :) dżizus :)


Umarłam... i Uwielbiam tą kobietę z całego serca :) Pozdrowienia od Wron dla tej Pani :) :) :)


cdn.


wrona

czwartek, 2 sierpnia 2012

koksuś hardkorowy, czyli czym jest mułoreksja

Temat fascynuje mnie już dłuższą chwilę i wywołuje u mnie radosny nastrój połączony z lekkim niedowierzaniem... Jak przystało na osobę rozpaczliwie pragnącą utrzymać BMI w normie, pojawiam się czasami w miejscu zwanym siłownią. Na siłowni (w zasadzie każdej) jest takie specjalne miejsce, pokój, sekcja (jak zwał tak zwał), przeznaczone dla pakerów, hardkorowych koksów i tych którzy pretendują dopiero do tego zaszczytnego miana. Gromadzą się tam generalnie mężczyźni wyciskający! W sali tej samica to rzadkość...a jeśli już się pojawi, łaaaaaaa!



Koksy mają dużo luster w sali owej. Lustra te pozwalają im na baczną obserwację swoich wyczynów i żył wydymających się zewsząd! Koksy patrzą w lustra i podziwiają się bezczelnie i z jeszcze większą bezczelnością porównują swe mięśniorasy z mięśniorasami innych konkurencyjnych koksów. Koksy wydymają się i jęczą, prężą, stękają, pokrzykują, dyszą, wykrzywiają gęby, marszczą czoła i wyciskają. Po każdej takiej zabójczej serii następuje "obchód", czyli defilada po kole celem zaprezentowania tego co już udało się ukształtować w męczarniach. Koksu tych serii wykonuje wiele. Seria-obchód-seria-obchód-seria-obchód...i samopodziw. Tak bez końca.

Koksu ma koszulkę w rozmiarze mini mini, żeby nikt nie śmiał przeoczyć jego muła żadnego. A bulwy to wielkie takie! I są one dosłownie wszędzie! Te bulwiaste mięśnie oczywiście. Ja nawet nie wiedziałam, że człowiek ma mięśnie w takich miejscach...no np.: na dupie... też jest duży mięsień i w pelikanie też:). No i na karku ofkors i to spory, bo się w nim szyja koksa swobodnie w całości chowa :).

Zdarza się na siłowience takiej spotkać koksa z samicą przysposobioną, czyli takiego w parze. Samica koksa jest charakterystyczna i łatwa do zidentyfikowania. Ma skórę w kolorze jakby zatrzasnęła się na 3 tygodnie na łóżku w solarium, zwinięte w rulon paznokcie tęczowe, doklejone rzęski i koszulkę XS z wydżetowanymi skrzydłami anioła na plecach (coś a'la dodzia). Chodzi w stylu "slow motion", nie tyka sprzętów do ćwiczeń (o no no!!!! nie po to tu do cholery przyszła!). Szczęśliwie Pani Bozia dała jej (tak za nic) dupkę jak marzenie i to jest fakt przyprawiający mnie o dość duży wkurw. Raz na 15 minut wiesza się na swoim koksie, potwierdzając tym oto sposobem swoje oddanie i absolutną przynależność do niego (przynajmniej w danym tygodniu).

Kiedyś się złamałam wewnętrznie, kierowana skandaliczną ciekawością i koniecznością przekazania komunikatu werbalnego jednemu z osobników znajdujących się wewnątrz tego raju i wlazłam tam. Trudno to uczucie zapomnieć, przyznam szczerze.

W koksowni śmierdzi mocno. Na tyle intensywnie, że musisz na wydechu jechać, bo inaczej zdechniesz. Robisz wsteczny ciąg silników, czyli wypuszczasz powietrze nosem i wciągasz ustami, bo inaczej - cofka na bank! Mówisz przez to jakby trochę przez nos, ale trudno - taki koszt wizyty! Dookoła atakuje Cię muza rozkręcona do granic wytrzymałości bębenka ucha człowieczego. Główny motyw muzyczny - tsy tsy tsy tsy tsy tsy.....
I choć nie jestem mega blondzią z nogami do nieba i w stroju FIT GIRL z dużym znakiem najka na dupie, to jestem jednak samicą, a wejście samicy wywołuje reakcję typu: STOP KLATKA. Na chwilę zatrzymuje się ta sensacyjna akcja i wiele par gał (oraz pał hahahha;)) powiększa się. Paczą :) Idziesz a oni paczą. Paczą i paczą!. "Stop klatka" trwa jakąś chwilę dopóki nie zajarzą w swoich koksiastych mózgach, że czas "o nią powalczyć", o jej podziw i uznanie oraz ewentualny w oku kurwik. I się wtedy zaczyna! ooo kurwa mać! Wrzucają większe ciężary, stękają jeszcze głośniej, szczerzą kły, pocą się mocniej, jęczą, biegną, podrzucają, podskakują, ciągną jakieś liny, szarpią, pokrzykują i znowu jeczą... a tempo takie, jakby z pilota ktoś do przodu faken przewijał! Ciągną też z butelek z dziubkami piciu jakieś w kolorze.... blue. No woda   źródlana to to raczej nie jest!!!!

Myślisz sobie... łooo ratunku! spierdzielaj babo, bo ducha skłonni w tej walce wyzionąć hardkorowi bracia tutaj!

Łatwo wśród tej gromady zidentyfikować tych dopiero "pretendujących", bo oni właśnie wyglądają good! Jeszcze nie zdążyli nadmuchać muła swego jak balon i nie muszą natychmiast obsikać terenu jak samica wchodzi. I gdyby nie wszechobecny odór testosteronowo-koksiarski, to można by nawet na to przez chwilę z przyjemnością looknąć.




Tak w sumie trochę zazdroszczę Panom podejścia i łatwości z jaką podziwu nad swym ciałem się dopuszczają. Nie mogę zrozumieć jednak, dlaczego nie widzą granicy. Przecież gdzieś po drodze musiał nastąpić moment, kiedy jeszcze wciągali swobodnie nogawki dżinsów na własne udo...
To taka właśnie mułoreksja jakby...
I ja się pytam, po co to wszystko? Czy to się faktycznie komuś tak bardzo podoba? 

ewa

p.s. pragnę dodać jedynie, że załączone foty obrazują "pretendujących" PLUS, bo chcemy mieć raczej ładne fotki na blogu;)

photo: fotolia.pl

czwartek, 26 lipca 2012

czysto, goło i wesoło!

"Jeśli żona zostawiła Cię ze wszystkim lub czujesz, że brakuje w domu kobiecej ręki - może wizyta seksownie ubranej sprzątaczki zrobi dobrze nie tylko Twojemu mieszkaniu, ale też samopoczuciu?"

I temat przyszedł sam...SMS-em:)

O tym, że kobiety z gołymi cyckami strzygą samczyków, wiadomo od dawna...o tym, że chałupę Ci wysprzątają w strinach też wiadomo. Jednak narastające zniewieścienie męskiej części ludności spowodowało również gwałtowny wzrost zapotrzebowania na usługę "męża zastępczego". Lektura stronek takich biznesmenów okazała się nadzwyczaj zabawna i inspirująca zrazem. Finalnie popłakałyśmy się ze śmiechu bardzo, bardzo mega bardzo!!!!

"Witam. Dobrze zbudowany, przystojny, zadbany 26-latek na terenie całego kraju z chęcią i niewątpliwym zaangażowaniem posprząta mieszkanie, biuro, umyje samochód i pomoże w wielu innych pracach domowych w bieliźnie, fartuszku, a może... Cóż, wszystko jest kwestią do omówienia :) Zapraszam serdecznie. Ogłoszenie zupełnie poważne!"

"Przystojny kulturalny i dyskretny 34 latek posprząta dom lub mieszkanie. Szukam pracy stałej lub dorywczej. W związku z tym, że chciałbym uniknąć nieporozumień i przykrych sytuacji przyjmę zlecenie wyłącznie od pań i par"

"Mężczyzna młody posprząta dom mieszkanie u pani, umyje okna wyprasuje, wykona też inne prace domowe, naprawcze, remontowe. Solidny. Gdańsk i okolice"





WoW!!! Jakież to wszystko zdolne jest. Pójdźmy zatem krok dalej poza sprzątanie... Otóż jakże zaskakujący jest listing możliwości i kreatywności Panów :)

"Nie pamiętasz już, ile razy prosiłaś go o wbicie gwoździa, dokręcenie gniazdka do ściany? Odpuść mu! Zrobimy to za niego!
Wyręczymy go we wszystkich zadaniach domowych, którym nie sprostał przez ostatnie pół roku.
My, faceci z Wenus, jesteśmy po to, żeby rozwiązywać Twoje problemy!"

"Mąż na godziny" - czytaj facet z jajami do wynajęcia - czasami stosowany przez babki jako straszak na leniwych mężów potrafi wiele oj :), a w tym naprawić:
  • irytująco cieknący kran,
  • zacinający się zamek od łazienki i Twojej “małej czarnej”,
  • luźne gniazdko,
  • brak kinkietu nad Twoją toaletką,
  • paskudnie skrzypiące łóżko albo drzwi,
  • brak światła w lodówce, korytarzu i garderobie,
  • połamane meble po ostatnim rozstaniu,
  • szafę w złym miejscu, bądź szafę nie złożoną,
  • zatkany zlew, prysznic i wannę,
  • niedomykające się okno i okno się nie otwierające,
  • odpadające kafelki, okleiny, tapety i inne gadżety,
  • wymiana koła w Twoim aucie, rowerze Twojego dziecka i rolkach Twojej przyjaciółki,
  • szpachlowanie, malowanie, drapanie i drapowanie,
  • wieszanie portretu dziadka,
  • wyniesienie rzeczy “byłego”,
  • wymiana piecyka, muszli, syfonu i na wieży dzwonu,
  • powieszenie karniszy, firan, stylowych zasłon i niemiłego sąsiada,
  • ściąganie rzeczy nie do ściągnięcia,
  • montowanie prawie wszystkiego – prawie wszędzie,
  • burzenie  i stawianie ścian, ścianek, przegród,
  • usuwanie wszelkich przeszkód,
  • ukrywanie kabli, przewodów – nigdy prawdy,
  • koszenie, ścinanie, rąbanie i przesadzanie,
  • to, do czego nie chciał przyjechać hydraulik,
  • to, czym nie chciał się zająć elektryk,
  • i wszystko to, czego nie zrobił sąsiad złota rączka,
  • poprawianie po fachowcach.
A na końcu oferty jakże obiecujący dopisek:
"Jeśli jest coś czego nie robimy… to na pewno znamy kogoś, kto zrobi to bardzo dobrze!"

No i niech ktoś powie, że chłopaki głowy na karku nie mają:) Nam spodobało się "drapanie", bo do tego chętnych zawsze brak! Oczywiście co pod "kołderką" owej ofertki się kryje zostawiamy już Waszej wyobraźni :).



Mocno zainspirowane tematem poszłyśmy jakby kroczek w głąb... usług dla nowoczesnych i wyzwolonych kobiet, które to opatrzone są fotami takimi, że źrenice poszerzają się w tempie magicznym do wielkości średniego arbuza...

"Z natury łagodny i delikatny, ale jak przystało na skorpiona potrafię też kąsać ;) Zapewniam, że jestem w pełni zdrowy czysty i zadbany... Jeśli zechcesz to resztę sama się dowiesz:)"

"Młody, normalny chlopak umili czas w zamian za lekką pomoc finansową pani. Wiek bez znaczenia."

"Młody, 22 letni student z Poznania potowarzyszy wymagającej Pani. Jestem wesoły, znam się na modzie i wiek nie jest dla mnie barierą. Potrafię dostosować się do rozmówcy. Higiena u mnie gra kluczową rolę."

"Jestem dbającym o siebie 35 latkiem niezwykle czułym i delikatnym oraz uczuciowym. Mogę zapewnić swoje towarzystwo jako przyjaciel, kochanek czy po prostu kolega. Mam doświadczenie w ochronie więc i jako takowy również mogę służyć. Wysoka kultura osobista i obycie z ludźmi, łatwo zyskuję sympatię. Za odpowiednią opłatą mogę być do dyspozycji każdej pani bez względu na wiek wygląd czy upodobania. Pełna dyskrecja zapewniona większa niż u księży, mnie nikt nie zmusi do zdradzenia z kim i kiedy się spotykałem czy spotykam"



Pozwoliłyśmy sobie - w miarę wiedzy własnej :) - poprawić błędną ortografię zawartą w anonsach powyższych..

Podsumowując...

Albo My już stare jesteśmy, albo świat się faken kończy!!!! :)


wrony stare bardzo dwie! :)

p.s. jak zwykle bardzo dziękujemy za inspirację przedstawicielom naszego gatunku :)




źródło: superfaceci.pl; nagodziny.com.pl; facecizwenus.pl

photo: pinterest.com


czwartek, 5 lipca 2012

gównouprawnienie, czyli kto urwał Wam jaja Panowie?

Długo myślałyśmy czy ten temat poruszyć, bo to jakby przyznanie się do winy. Ale cóż... Kolejna babska kawa i kolejna usłyszana niemalże taka sama historia...Obojętnie obok tego niestety nie przejdziemy.

Pamiętacie podania o tym jak to mężczyzna polował, aby utrzymać kobietę swą i potomstwo całe. Ściągał ten mięśniak mamuta czy co tam jeszcze innego do swej jaskini, walczył maczugą z konkurencją o samicę, gotów zginąć za nią i to co stworzył w tej jaskini? Może i był durny jak ameba jakaś, ale instynktownie wykonywał swoją robotę dość poprawnie. Podziw w JEJ oczach, ogarnięcie jaskini z robali i szybki seks w rogu chałupy - to wszystko czego samiec potrzebował od NIEJ w zamian. No... czasem jeszcze z kumplami coś tam razem zadziałali.



Nastał jednak czas naszej, drogie lejdis, emancypacji, niezależności i tak pięknie zwanego równouprawnienia. A my to nazwiemy inaczej. Bo to jest zwyczajne gównouprawienie.

Samiec przystał chętnie na wrzucone przez NAS z radością nowe zasady i uznał, że właściwie to, że ON jest i oddycha - wystarczy. Resztą może zająć się ONA. ON - zarabia przecież. A ONA?
No babską sprawą jest przecież dbać o dom i dzieci rodzić a potem je wychować naturalnie.. A to, że przy okazji ONA jeszcze CHCE sobie popracować i zarobić na to wszystko - to w sumie dobrze i JEJ problem.

Ten proces poszedł tak daleko, że nastąpiło popierdolenie dosłownie wszystkiego.
To kobieta ma GO zdobywać, "zagajać" rozmowy, ściągać wzrokiem, to ONA powinna przeprosić pierwsza, to ONA ma się starać, kupować gifty, zaskakiwać, komplementować, że jest wspaniały, przystojny i taki odważny oraz męski. ON tego potrzebuje przecież - dowartościowania. Jak nie - to się załamie, będzie smutny a może nawet... wpadnie w depresję!!! Nie możesz powiedzieć MU nic prosto w gębę, bo się przestraszy lub obrazi (wrażliwy taki!!) i znowu trzeba będzie przeprosić. A podobno strach i "foch" to  nasza specjalność. Ciekawe...
Jak któryś (chyba przez pomyłkę) przepuści Cię w drzwiach nie wywalając Ci przy tym oka łokciem lub (rety!) otworzy je przed Tobą, to zaczynasz się nerwowo rozglądać czy przypadkiem nie uczestniczysz w jakimś tajemnym ulicznym eksperymencie.

Teraz mamy czasy kiedy to MY przyciągamy mamuta do domu i jeszcze z niego 3 obiady na różne sposoby robimy i zupę na kościach. Mamy być szczupłe, proporcjonalne, przedsiębiorcze, dowcipne, seksowne, gospodarne, niezależne, oszczędne, wyczesane, wydepilowane, umalowane, nie bluźnić (bo to totalnie nie kobiece!), nie pić za dużo, nie truć, gotować jak gessler, biegać na siłowni, uprawiać ze 3 sporty ekstremalne, mieć pasję, być dziwką w łóżku i grzeczną łanią wśród JEGO kolegów. Ubierać się w to co jest w "jego guście", rano powiedzieć JEMU co ON ma na siebie włożyć i gdzie to wszystko się znajduje, potem to wyprać i wyprasować. Kwiaty w wazonie kobieto możesz mieć jak sobie je pod cmentarzem w drodze z pracy do domu kupisz lub przyniesie Ci je ojciec własny (ten na szczęście jest starszawy ciut i się jeszcze nie połapał, że czasy się zmieniły). Mamy nosić pończochy, szpilki i mieć cycki, które nie wiedzą co to grawitacja.
Jak się już zdarzy, że sobie z tym wszystkim poradzisz to i tak na koniec zostaniesz zapytana: czy to ciasto to jest z proszku, bo dobre takie?




A co w zamian? ON JEST i zarabia (czasem:)). Jest przecież taki mądry. Leży sobie i nawet nie pachnie, ale nie musi, bo jest mężczyzną wszak. 

Owszem zdarza się czasem facet, który coś tam zrobi more lub jakoś zadziwia ogólną postawą, czyli np.: wchodzi do Ciebie sąsiadka a TEN stoi i prasuje. I słyszysz: WoW, och, ach, TY to masz faceta!!! Ale, że kurwa co? Że potrafi unieść żelazko do góry? A czy MY słyszymy jakiś aplauz jakiś jak posuwamy kosiarą po trawniku? Albo przemalowujemy ścianę w domu, bo są paluchy odciśnięte? Czy ktoś dyszy z zachwytu na widok babki, co wywala z bagażnika 4 opony, żeby je sobie na zimę w aucie wymienić? He?

Panowie! Czy Wy pamiętacie co to jest komplement? Podpowiemy: To takie miłe zdanie wypowiedziane pod czyimś adresem np.: "Jesteś piękna" lub nawet łatwiej... "Jesteś fajną babką". Fakty są takie, że nawet na wspólnym obiadku z samcem płacimy za siebie. Taka "zrzuta" na obiad:) heheh. 

I żyjesz tak sobie kobieto z dnia na dzień. I pewnego dnia, tak mniej więcej po 30 roku życia, okazuje się, że TY jesteś stara (ON dojrzały), TY jesteś siwa (ON szronkowaty), TY jesteś gruba (ON ma brzuszek od piwka). To nie ON ma małego ptaka, tylko TY słabe mięśnie kegla. Poćwicz trochę zatem!
TY pojawiasz się z dzieckiem na plaży - wokół pojawia się pustka. ON pojawia się z dzieckiem - dzierlatki zlatują się jakby to był piesek mały, bo jakież to śliczne dzieciątko samczyk wyprodukował! Nie wiedziałyśmy, że facet potrafi sobie samodzielnie dziecko wyprodukować. hmm...

Chcemy powiedzieć, że bardzo fajnie to sobie wymyśliłyśmy. 
I przecież, nie o to kaman żeby do czasów "puchu marnego" wracać, bo konie w galop poszły dawno i raczej ich łatwo zatrzymać się już nie da. Ale chyba jest gdzieś tego shitu środek jakiś. Tak, że My Wam coś a Wy Nam też... tak nie myląc płci. Żeby zadbać o siebie wzajemnie i pamiętać komu Bozia dała jaja.

Taka propozycja cicha i nieśmiała.


Czytałyśmy ostatnio artykuł, w którym autorka pisze o nowym "tworze" - mężczyźnie retroseksualnym. To taka wersja faceta, który bierze wzorce z przeszłości - bywa bezwzględny, ale rozumie też potrzeby swojej kobiety. Nie jest dla niego obciachem spędzenie kilku godzin z dzieckiem. Taki, który nie pieści się ze sobą, nie stoi godzinami przed lustrem a mimo to wygląda dobrze. Nie rozmawia w kółko o uczuciach tylko potrafi je pokazać. Nie boi się kontaktu z problemem. Taka odpowiedź na wzrost niezależności babek. Facet, który jest niezwykle męski mimo to, że angażuje się w sprawy domu i życia codziennego. Trochę dżentelmen, trochę twardziel i trochę nieporadny, ale nadal niezwykle męski intelektualista. Czyli pożądany efekt ewolucji jaka ma przecież miejsce dookoła i w każdej dziedzinie.
I są tacy... oj są!

I na koniec odpowiedź na pytanie z tytułu posta: Jaja urwałyśmy Wam MY same. I to był dość ruch ryzykowny, bo nie jesteśmy pewne czy ten organ potrafi odrastać.

wrony dwie

p.s. dzięki dziewczyny za inspiracje!


photo: pinterest.com

poniedziałek, 25 czerwca 2012

7-dniowy wkurw tosterowy...

...Bo prawdziwe życie składa się z drobiazgów - krótkich momentów cudownych chwil i przykrych incydentów...

Dzisiaj zajmę się zupełnie przyziemną "sprawą tostera".

Zwykle zaczyna się tak: ZJESZ TOSTA? BO ROBIĘ....
To pytanie, chociaż z pozoru miłe i świadczące o dość dużej uprzejmości pytającego, potrafi rozstroić psychicznie najsilniejszą jednostkę nawet na kilka godzin, gdyż jest początkiem koszmarku, który właśnie się rozpoczyna.

Toster zwany również opiekaczem. Takie gówno co skleja tosty z serem i szynką. Najbardziej wnerwiające urządzenie w domu. Wyciągnięte raz "do akcji" potrafi zawalać blat w kuchni przez 2 tygodnie. Jest dość duże, totalnie nieforemne, cholernie trudne i niewygodne do umycia.
Smrodzi to, syczy jak zwierz jakiś i produkuje mega kaloryczną przekąseczkę a potem STOI. I gdy tak sobie bezczelnie stoi i cuchnie, pada z otoczenia nawet miłe pytanie o charakterze cykliczno-upierdliwym, zwykle zadane głosem niewiasty:

Czy mógłbyś umyć i schować toster, bo tosty zjadłeś już bardzo dawno temu? 
I tu za każdym razem następuje ten sam zestaw odpowiedzi ułożonych w chronologiczny, niczym niezaburzony ciąg:

Dzień pierwszy
- Nie mogę, bo jest jeszcze gorący.
Dzień drugi
- Nie mogę, bo musi się odmoczyć.
Dzień trzeci
(toster już lekko pośmierduje)
- Nie mogę, bo się jeszcze dobrze nie odmoczył.

Myślisz sobie: Dobra umyję to kurestwo, bo mi tu przeszkadza. Jednak nagle pojawia się w Tobie silne uczucie, że nienawidzisz tego cholernego tostera, że jest to śmierduch z oskrobanym teflonem, wypełniony aktualnie brudną wodą i wcale nie chcesz go myć ani nawet dotykać. Jak jakiś wrzód bolesny narasta w Tobie sprzeciw absolutny. Nie! Nie! i jeszcze raz : Nieeeeeeeeeeeeeeee!

Dzień czwarty
(toster już bardzo śmierdzi, dookoła zaczynają krążyć różne upierdliwe FLY-e, którym ten mega aromat jakby pasuje, bo stworzone zostały po to, aby takie smrody nawet z dużej odległości odnaleźć)
Tak, tak wiem za chwilę go umyję... 

Tego dnia następuje przełom - toster zwykle zmienia komorę zlewu z lewej na prawą lub odwrotnie - w zależności od tego, gdzie aktualnie się jakakolwiek wolna przestrzeń znajduje. W magiczny sposób wymieniona zostaje też woda w tosterze (woda = odmocznik syfu) na mniej śmierdzącą...taką świeżą zupełnie. Jakby to jakieś cholerne kwiaty w wazonie były!!!! 


Dzień piąty
- Dobra, zaraz umyję i schowam!
Dzień szósty
- No przestań! Kiedy miałem to zrobić? W nocy?
Dzień siódmy
 - No co Ty? To ja go nie umyłem? Serio?Myślałem, że umyłem i tylko tam stoi, bo się suszy..

Tego dnia starasz się złapać jakąś relaksującą pozycję joginki... Nie wiem, noga na głowę, kocie jakieś wyprężenie a może stanie na głowie przy ścianie. Tak dla własnego dobra. Pomantrować może trzeba trochę? Nikt dokładnie nie wie ile trzeba odsiedzieć za morderstwo z użyciem kuchennego narzędzia ostrego, więc lepiej nie ryzykować. Zatem... Wypijasz coś na rozluźnienie, pomrukujesz sobie ulubiony kawałeczek, zjadasz wszystkie dostępne w lodówce lody, kiełbasę, ser żółty, jaja, baton, jogurt kremowy, mielonkę z puszki, bitą śmietanę w sprayu i już jesteś jakby (kurwa!) ciut spokojniejsza..
Ważne jest jedno: nie odzywaj się kobieto nic, bo Ci wyjedzie samiec, że trujesz dupę i jesteś zrzęda upierdliwa i stara! A to przeważy szalę na rzecz morderstwa w afekcie.
Milcz zatem bez względu na otaczający Cię smród i stado much! Przecież te muchy to takie przyjaciółki, pupilki, maskoteczki jakby, domownicy, milusińscy...chcą się wyłącznie troszkę do smrodu przytulić. Czy to źle?

Następnego dnia rano następuje Dzień Święty! Nowy i piękny dzień, budzący Cię o brzasku, w którym to dniu nie obejrzysz już i nie poczujesz (!) przy porannej kawie - śmierdzącego, oblepionego przypalonym serem i starą szynką tostera! Zniknął, wsysnął się, zdematerializował jakby!
Radości końca nie ma.

Mijają dwa dni.
Z kuchni pada znajome pytanie:
ZJESZ TOSTA? BO ROBIĘ....


NIEEEEEEEEEEEEEEEEEEE! AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA....!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Pieprzona faken pętla czasu!!!!?

ewa

piątek, 22 czerwca 2012

jednodniowy fakap przejściowy

Jest jak trzydniówka u dzieci - pojawia się dość nagle, jest krótka ale z bardzo intensywnym przebiegiem i nic nie możesz z tym zrobić tylko jakoś przeżyć... Jak rozpoznać jednodniową ostrą formę deprechy klasycznej?

1. Już rano nie możesz się obudzić... nic, zero, za cholerę nie możesz wstać i kropka. Przestawiasz 15 razy budzik w półśnie eliminując kolejne czynności poranne, gdyż aktualnie wydają Ci się totalnie zbędne i twój mózg jest aktualnie bardzo kreatywny w tym zakresie: przecież nie musisz umyć włosów - kitki są w modzie, względnie możesz sobie zawsze na głowie jakąś "korbę" wywiązać, poranny prysznic - eeeeee nikt jeszcze z brudu nie umarł przynajmniej ja nie znam... śniadanie zostało wyeliminowane już w pierwszej kolejności - "nikt się jeszcze z głodu nie zesrał" - przepraszam za wulgaryzmy ale to cytat autorki :), makijaż będzie jakby bardziej oszczędny - naturalny... no i finalnie coś tam w tej szafie jakimś cudem znajdziesz żeby na siebie wrzucić... Jesteś dumna ze swojego procesu myślowego bo jakby nie było możesz SPAĆ dalej!

2. I tak sobie niby śpisz ale jednak nie śpisz i już czujesz takie charakterystyczne smyranie w okolicy pępka, które zaczyna się rozprzestrzeniać gwałtowanie, zaczynasz nerwowo napinać pośladki - na zmianę raz jeden raz drugi... co za cholerne natręctwo... to znak - nadchodzi MR. WKURW... zatem wstajesz... Chodzisz bez celu po domu tak nie do końca wiedząc o co Ci w zasadzie chodzi w tym chodzeniu. I tak chodząc dochodzisz do wniosku, że jednak nigdzie dzisiaj nie dojdziesz i że jednak położysz się pod kocem... Koc jest absolutnie niezbędnym atrybutem deprechy bez względu na temperaturę na zewnątrz czy wewnątrz.

3. Leżysz sobie pod tym KOCEM jak warzywo czasami wzdychasz i pochlipujesz cicho... początkowo produkujesz wyłącznie jedną myśl: mam wszystko w dupie! Następnie niestety pojawiają się w głowie inne super odkrywcze myśli... i oprócz tego że masz wszystko gdzieś dobiega do Ciebie że: jesteś gruba hmmm nawet bardzo gruba, wiecznie głodna - poważnie rozważasz posiadanie w sobie robala, który za ciebie połyka te wszystkie produkty łyk łyk łyk hmmm jednak nie... jednostki z robalami nie są grube - fuck!,  dużo lodów, jesteś nieszczęśliwa i zmęczona, lody, wszystko cię boli, nie masz siły, lody, pewnie jesteś chora - tak raczej jesteś znacznie chorsza, względnie przejechał po Tobie czołg - jak mu tam było... a Rudy - może być Rudy - nie może być inaczej, nadal lody, tak właśnie będziesz sobie leżeć i kropka i to jest cudownie zajebista koncepcja, a w zasadzie to nikt Cię nie lubi, lody, a już na pewno nikt Cię nie kocha, jesteś taka samotna i beznadziejna a przede wszystkim to masz wszystko w dupie no i zdecydowanie lody faken.

4. Jak to faken nie ma LODÓW - masakra jakaś! Lody podobnie jak koc są absolutnie niezbędne w przebiegu deprechy. Jak możesz nie mieć w domu lodów! Dżizus! Jesteś jednak bardziej beznadziejna. Postanawiasz zatem zjeść cokolwiek przecież i tak jesteś gruba a nawet bardzo gruba zatem już po 3 godzinach zjadłaś: 2 kanapki z masłem i solą, 2 cukierki, 4 ogórki kiszone, pół tabliczki czekolady, rzodkiewkę a i na obiad frytki z piekarnika z ketchupem. Kuchnia Fusion jest tym co aktualnie kochasz - przegryzanie czekolady rzodkiewką jest nawet zabawne - lekko szczypie w język. WoW tak to jednak możliwe - zjadłaś to wszystko... i sama już nie wiesz na co masz jeszcze ochotę... ale generalnie możesz aktualnie zjeść małą krowę... albo i dwie zwłaszcza leżąc pod kocem i oglądając tv.

5. W tv leci cokolwiek... telezakupy mango są aktualnie dla Ciebie mega pasjonujące zwłaszcza taki mały odkurzaczyk na parę hmmm robi cuda... hmmm chyba koniecznie potrzebuję taki odkurzaczyk... w ostrym dyżurze vol. 5 jakiemuś pacjentowi podają pawulon - ja też poproszę... chcę sobie w końcu spokojnie umrzeć, o! pas z elektrowstrząsami do produkcji mięśni brzucha niesie Twoją wyobraźnie... wymieniasz to za odkurzaczyk. Oglądasz film mega babski shit, który widziałaś już 150 razy no i co z tego 151 raz też jest cudowny i możesz podpowiadać aktorom dialogi... i tak lepsze to niż muzyka, aktualnie dowolna płyta jaka wpadnie Ci w ręce tylko pogłębi Twój stan bo nawet ko ko ko ko euro spoko interpretujesz jako wjazd na Ciebie, że niby kurą jesteś czy coś w tym stylu... więc lepiej nie ryzykować i tak dostatecznie wszystko Cię dookoła denerwuje...

6. WKURW na wszystko jest wpisany w deprechę bankowo. Telefony są dozwolone tylko od koleżanek gdyż tylko one mogą Cię zrozumieć... a i absolutnie żadnych niezapowiedzianych wizyt... pukanie do drzwi jest czymś co może na poważnie Cię zdenerwować... w końcu jest godzina 14.00 Ty chodzisz nadal w pidżamie - czy raczej czymś raczej bliżej niedookreślonym co ledwo zakrywa ci tyłek, nie kąpałaś się przecież gdyż leżałaś pod kocem, włosy dawno kiedyś przypominały fryzurę więc aktualnie masz na głowie studium przypadku "odleżyny wszelakie", do tego masz na sobie bardzo naturalny makijaż hmmm zabójczo naturalny... zatem każdy kto odważy się zapukać musi mieć naprawdę MEGA JAJA.

Nadal puka - ojacieszpierdziele człowieku obyś jednak był z żelaza... PANIKA! jedyne co przychodzi Ci aktualnie do głowy to zawinąć się w koc (a mówiłam że jest niezbędny) i założyć okulary przeciwsłoneczne - jedne na oczy, drugie na włosy co by przybrały jakąś mniej odrażającą formę... chyba do nędzy możesz mieć światłowstręt w swoim własnym domu... i tak oto otwierasz te cholerne drzwi... I co tak stoi i patrzy z wytrzeszczem... kobiety w kocu ze światłowstrętem nie widział... no na boga!!! Po dłuższej chwili... otwiera usta... postanawia coś jednak powiedzieć ooooooo!!! desperat jeden...

DESPERAT: "czy wszystko w porządku?".

No zaprawdę powiadam Wam samobójca...

JA: "nic nie jest w porządku... ja tu procesuję temat depresji ze światłowstrętem... zatem do brzegu, o co chodzi?"

Cisza... zapewne myśli po jakiego lekarza zadzwonić w pierwszej kolejności - ortopedę, gdyż jakby patrzy na moje kolana, psychiatrę - tak wynika z ogólnego looku czy też może warto sięgnąć po jakiś rodzaj medycyny niekonwencjonalnej... egzorcysta???



Po takiej wizycie mogą Cię uratować tylko BRATNIE DUSZE :) i to jest zajebista rzecz w odbywaniu stażu w depresji jednodniowej. Jedna przyjaciółka jedzie do Ciebie z lodami i trampkami - czerwonymi, vintage co je sama dla Ciebie kupiła WoW- a jak wiadomo buty są lekarstwem na wszystko, druga pisze do Ciebie wierszyki :) i musisz się uśmiechnąć bo to strasznie fajne wierszyki są, dostajesz do skrzynki na listy czekoladę z dopiskiem "oby poszło w cycki", gadasz jednocześnie z 5 osobami przez wszelakie dostępne media, właśnie zostałaś zaproszona na kawkę, na wieczorek przy cytrynóweczce z plotami, na wspólny wypad weekendowy do spa bo jakieś duże zniżki i są na 2 osoby :) :) :) no i na weekendową imprezkę z przytupem i innymi nielegalnymi poprawiaczami nastroju :).

Już Ci LEPIEJ... zaczynają pojawiać się pierwsze objawy wychodzenia z deprechy: ogarniasz otoczenie wokół siebie - resztki jedzenia, papierki, okruszki i inne umilacze, idziesz pod prysznic - im dłużej on trwa tym lepsze rokowania, fryzura i makijaż to już next level dający sporą nadzieję na happy end, ale kropką nad i jest tekst, który wypada Ci niespodziewanie z ust: "dżizus krajst!!! aaaaaaa!!! czemu ja to wszystko zjadłam - dieta szybko jakaś dieta od jutra :)"


A na koniec spis krótkich porad dla przypadkowych użytkowników zewnętrznych kobiety z deprechą:
1. Zdecydowanie należy szybko dowieźć lody - ze 3 smaki w galonach i przytulić bez słowa - bez słowa powtarzam!
2. Nie pocieszaj - wszystko będzie dobrze, nie jesteś gruba, do jutra Ci przejdzie - to naraża Cię na utratę zdrowia zdecydowanie... 
3. Nie mów żadnych komplementów - nic nie dają a tylko podsycają Mr. Wkurw - żadne jesteś boska, piękna, masz super cycki i fajną fryzurę... tylko przedłużasz stan kliniczny...
4. Żadnych prób wjazdów na ambicję - jak np. daj spokój, przestań, ogarnij się... sam się ogarnij na boga!!!

Wychodzi na to, że należy chorą zostawić spokojnie w samodzielnej agonii... samo przejdzie... jak trzydniówka u dzieci :)

kasia




ps. a tak wygląda "korba na głowie" gdyby ktoś nie wiedział :)




photo: lejdis.pl

wtorek, 19 czerwca 2012

endless summer!!!

No tak i po nas.. Miało być tak pięknie a wyszło jak zwykle. Tak sobie pomyślałam na początku... jak wszyscy. I jadę sobie po tym super szalonym meczu z "krecikiem" trasą - nówką sztuką - A2 i widzę nasze chorągiewki w rowach. Dużo biało-czerwonych, małych, papierowych chorągiewek. Tak, tak..tych samych, które jeszcze chwilę temu wtykaliśmy sobie dosłownie wszędzie. To, że do tyłka nikt sobie nie wsadził to dziw prawdziwy, bo i tam przecież też jest dziurka.. I wiecie co? Myślę sobie, że to durne na maxa. Fakt, wyszło słabo. Ale jakoś czuję sympatię do tych chłopaków z drużyny. I chociaż wielkim fanem piłki nożnej nie jestem, co by nie powiedzieć, dawno nikt nie dostarczył mi tylu emocji i wzruszeń. Wpadłam też któregoś dnia na chwilę do tej "sławnej" warszawskiej strefy kibica. Spodziewałam się czegoś żałosnego a tu szok. Czułam się... dobrze. Żadnego wstydu, żadnej katastrofy... było, miło, ładnie, nowocześnie, europejsko! I poczułam się nawet chyba dumna.

Tak sobie teraz myślę. Cieszmy się z tego co było. Z emocji, które były, ze wzruszeń, z czasu spędzonego razem z przyjaciółmi z rozdartą gębą, z wypitych browarów i z tego, że nie ma wioski organizacyjnej (a przecież miała być!)
Zamierzam kibicować tym, co walczą dalej. I w imieniu swoim oraz Wrony Drugiej dziękuję Wam chłopaki, bo wierzę, że zrobiliście wszystko co mogliście!

Poza tym... jak tu Was nie kochać:) No pytam się jak?
Się nie da :)







I nucimy together: ko ko ko ko Polska spoko...czwarte miejsce też wysoko;)

ewa




poniedziałek, 18 czerwca 2012

kobieta ninja z brakiem atencji

Miałam nie pisać o tym ale... dzisiejszy poniedziałek gdzieś w okolicy godziny 16.00 natchnął mnie jednak znamiennie i czuję, że muszę się gdzieś wygadać bo eksploduję... ale tak na serio, czuję że zbiera się we mnie mega chmura gradowa z tsunami połączona, czy też innymi złowrogimi zjawiskami pogodowymi...

Zatem jakby ktoś, kiedyś, zupełnie faken przypadkiem cierpiał na brak atencji ze strony otoczenia zewnętrznego i potrzebował tak zupełnie nieoczekiwanie i nagle zwrócić na siebie 100% uwagi wszystkich... kiedykolwiek, gdziekolwiek jest, z kimkolwiek jest, to ja mam świetny patent i uwaga DZIAŁA! Sprawdziłam 2 poniedziałki o 16.00 pod rząd - tydzień po tygodniu - jakieś fatum lub coś... lub też na przykład w poniedziałki o 16.00 moje ego domaga się atencji zwyczajnie.

Sposób jest tym bardziej interesujący, że praktycznie nie wymaga żadnego wysiłku... no może trochę, ale cóż znaczy taki drobny wysiłek w obliczu tak skupionej uwagi i troski!!!

Ale do brzegu... Podzielę się tą tajemną wiedzą: proponuję na dobry początek założyć na siebie dość krótką, mocno zwiewną sukieneczkę, do tego fantazyjnie zaplątać szal, żeby było jeszcze bardziej interesująco, na nogi oczywiście buciki na obcasie - wysokość obcasa ma bezpośrednie przełożenie na spektakularność wydarzenia, co w prostej linii przekłada się na ilość atencji jaką otrzymasz w zamian za show... niezbędna jest też torebka a najlepiej kilka, koniecznie niezapięta z dużą ilością różnych przydatnych, często intymnych rzeczy w środku. Następnie należy wybrać odpowiednią porę - mnie przeznaczenie określiło na poniedziałek o 16.00 i oczywiście w drugiej kolejności nie bez znaczenia jest miejsce tego show jakie zostało Ci zapisane w gwiazdach. W poprzedni poniedziałek fatum wybrało dla mnie stację benzynową - taką najbardziej ulubioną, uczęszczaną i popularną markę. Wyczekało na moment kiedy to 90% dystrybutorów będzie zajętych i postanowiło mnie BARDZO spektakularnie, centralnie na środku obszaru stacji powalić na kolana... w sensie wywalić... przewrócić... upaść... żeby nie używać tu wulgaryzmów...


Absolutnie macie zapewnioną pełną atencję wszystkich użytkowników tego zajścia... zwłaszcza jeśli: Twoja zwiewna sukieneczka zachowuje się jak na zwiewną sukieneczkę przystało, szal żyje sobie swoim dość swobodnym życiem, z torebki ruchem niczym niezaburzonym toczą się po kostce różne ciekawe przedmioty, Twoje buciki również postanawiają poczuć się jak w bajce o kopciuszku... z obu kolan twych płynie struga krwi... a Ty masz w głowie tylko jedno - ojacieszpierdziele!!!... i podnosisz się w 3 sekundy niczym ninja, mimo, że nikt z obserwujących (względnie pędzących Ci na pomoc, porzucając swoje tankowane auta) nie daje Ci najmniejszych szans na podniesienie się w tym stuleciu. A jednak żyjesz... WoW :)

Kolana goją się mozolnie... wyglądają co najmniej jak u 4 letniej dziewczynki z zaburzeniami błędnika... nic to... chodzisz ledwo bo ledwo w płaskich japoneczkach, gdyż Twoja kostka, która postanowiła tego felernego dnia troszkę się zwichnąć, wygląda jakby jej się letko przytyło - mówiąc tak obrazowo... do tego obligatoryjnie długie spodnie, gdyż zamiast kolan aktualnie posiadasz dwa sino-fioletowe, obłe, upstrzone strupkami (jak na 4 latkę przystało) ciała obce niczym nie przypominające kolan.
 
I to się nawet da przeżyć... 6 dnia nawet postanawiasz założyć buty na obcasie... hmmm troszkę boli, ale dajesz radę... głównie dlatego, że nie da się już dłużej chodzić w japonkach, gdyż wszystkie spodnie jakie posiadasz w szafie zakładają obecność na Twoich nogach szpilek... i ciągnięcie nogawek po ziemi dnia czwartego jest letko wpieprzające...

Nadchodzi dzień 7 - sądny jak mawiają... nadal spodnie, gdyż kolanka niewyjściowe ale jakby ciut lepiej... jest nadzieja, że tego lata jeszcze uda Ci się założyć kieckę... do tego dość wysoki obcas... a co... mniej boli... zatem moszna... Poniedziałek, godzina 16.00... wyjątkowo wcześnie wychodzisz z pracy bo masz tysiąc planów do realizacji... tym razem również szal w nieco innym wydaniu ale jednak, i jeszcze więcej torebek w tym jedna z laptopem... hmmm przecież nic dwa razy się nie zdarza. Otóż zdarza się... tym razem podobnie... padasz na kolana... mocno spektakularnie... z dużym rozrzutem całego stafu który niesiesz ze sobą... komputer cudem przeżył... publiczność nieco inna, ale również mocno zdziwiona i wykazująca dużą atencję... tym razem niestety nie jesteś już ninja gdyż jakby dziury w kolanach się nieco pogłębiają, a i krew jakby chętniej płynie... pozostaje Ci tylko posiedzieć sobie na ziemi, podwinąć nogawki i czekać aż ktoś zatamuje krwotok - w końcu o atencję i troskę Ci chodziło faken!!! 

Chcesz umrzeć - tu i teraz szybko i jakby nieco mniej boleśnie... myślisz sobie hmmmm... czy los aktualnie co poniedziałek postanowił mi przeprocesować temat pt. "żałuj za grzechy"...

I ja się pytam o co tu kaman... czemu kobiety się wywalają... bo... uffff... nie jestem w tym temacie sama... ok. - nie słyszałam jeszcze, żeby któraś co poniedziałek dokonała tego dzieła... ale to może jakiś tam układ gwiazd niekorzystny dla mnie czy coś... ale fakt jest taki, że za każdym razem jak widzę taki show to jego bohaterką jest kobieta... Do niedawna myślałam na przykład, że znam tylko jedną kobietę, która spadła mega atrakcyjnie ze schodów na sam dół - samą siebie - ale otóż nie... okazuje się, że spadanie ze schodów ma opanowane więcej kobiet... Ostatnio jadę samochodem, chodnikiem idzie dziewczyna - fajnie ubrana szpilki i nagle postanawia wykonać skok pantery na sam środek ulicy... dżizus ta to dopiero miała braki atencji.... sama się zatrzymałam, bo czułam, że chyba słabo z nią... ale nie... to też była ninja :). 

I najgorsze jest to, że jakoś my kobiety nie umiemy się wywalić tak gdzieś po cichu, niezauważone... o nie! Zawsze z pełnym cyrkowym zaangażowaniem... pamiętam jak dziś jak to moja przyjaciółka postanowiła wpaść głową do całkiem sporego kosza na śmieci z klapką wahadłową, stojącego na środku open-space'u zajmowanego w 90% przez facetów, rozrzucając przy tym swoje szpileczki na biurka zszokowanych gości... ależ brawa wtedy dostała :). 

ps. jedno jest pewne w następny poniedziałek o 16.00 gdziekolwiek będę przezornie się położę i odczekam chwilkę... 



kasia






 

środa, 13 czerwca 2012

ko ko ko ko euro spoko cz.2

No i co? Wrona musi się w pierś walnąć lub też najlepiej odciąć sobie ten kraczący dziób, bo jakby wczoraj narodowej klęski nie było...I dobrze! Takie zakłady mogę przegrywać:). 
Polak chce to potrafi! Euforia rośnie! Kredki i farby do twarzy się w domu mym rodzinnym kończą, bo BODY PAINTING na zarośniętych twarzach i innych częściach ciała 40-latków bywa mało ekonomiczny. 

Dzisiaj kolejna historia małolata - kibica i kilka nowości ze słownika kibica z przedziału 4-5 lat.

Kuba Warzywniak = Kuba Wawrzyniak
Erło 112 = Euro 2012
Kraina = Ukraina
Kurwa!!! = Gol


Euroanegdota - Maks lat 4

Max przed telewizorem wpatrujący się zgodnie z obowiązującym standardem wielgaśkimi oczami w  TV. Po dłuższej chwili pyta:

Maks: Mamo a kto dzisiaj gra?
Mama: Czechy i Grecja
Maks: A kto wygrywa?
Mama: eeeeeeeee Czechy
Maks: Mamo to ja będę teraz im kibicował: CZACHY! CZACHY!





wronki

wtorek, 12 czerwca 2012

ko ko ko ko euro spoko!

Mało czasu dzieciom tutaj poświęcamy (i chyba to błąd!), ale zainspirowana kilkoma zacnymi i autentycznymi anegdotami wrzucę dziś o dzieciach coś. Podobno dzieci są naszym lustrzanym odbiciem...Nie wiem czy są, ale z pewnością bacznie nas obserwują i naśladują. A oto poniżej naukowe dowody na ten fakt. Kilka anegdot roztrzęsionych mam, które nie wiedzą co począć w sytuacjach zadziwiająco-kłopotliwych:)

Euroanegdota 1 - Kacper lat 5

"Seria: Euro w życiu pięciolatka... 
Niedziela, schaby się tłuką, miła familijna atmosfera panuje, Euro w tle... Mój pięcioletni syn przegląda gazetkę tatusiową o dość bezpiecznym tytule "FUTBOL". Nagle coś go ujęło, zatrzymuje myśl swą i poważnym tonem pyta: Mamo, a czy ja mógłbym Ci też takie piłki namalować? Hmm, powinnam się zgodzić? Do teraz staram się jakoś pozbierać:)"









Euroanegdota 2 - Adam lat 6

"Mój syn na każdym meczu krzyczy: "Polska biało-czerwoni" i "podaj do Małysza". Czy ja Go aby powinnam w czasie Euro do przedszkola puszczać?:))"


Euroanegdota 3 - Kacper nr 2 - lat 5

"Mój syn siedzi z nami na kanapie i ogląda mecz Irlandia-Chorwacja. Kibicuje Chorwatom, bo pierwsi strzelili gola. Sytuacja na boisku nagle się odwraca i trochę zirytowany i bez żadnego skrępowania naszą obecnością powtarza: O kurwa! O kurwa!. Dziady jedne! O kurwa!. Gały nam urosły do rozmiaru pączka, ale staramy się udawać, że niby świat się nie wali i że nie jesteśmy jakby wcale w szoku i że nie wpadamy w panikę WCALE, nie, nie, nie. Ale temat raczej wypada podrążyć i jakoś zareagować. Mój mąż więc nieśmiało pyta: Kacper a co oznacza słowo - "kurwa"? Kacper na to: Tata, ja nie wiem, ale jak się z Kacprem (najlepszy kumpel z ulicy) tak mocno wkurwimy to sobie tak mówimy... No cóż..w zasadzie jasna sprawa:)"


Jedno jest pewne - zaczynam notować euro przypowieści od dziś! I chociaż sama wywiesiłam wczoraj na własnym oknie kuchennym duży napis: HELP!!! na prześcieradle, to im dłużej się temu szaleństwu przyglądam, tym częściej zaczynam myśleć, że to całe Euro ma jednak swój niepowtarzalny komiczny charakter. 

No to do wieczora! Dnia Klęski naszej narodowej:)

ewa







Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...