czwartek, 17 stycznia 2013

pokolenie fankensztajna

Niedziela..jakoś po obiedzie, słyszysz nagle: "Wiesz co? Muszę wyjść...pochodzić kurwa po jakimś lesie. Bo nie wytrzymam tego dłużej! Muszę być sam! Chociaż przez moment!!!!".

Znajome? Łączy nas wszystkich jedno: wszyscy mamy lekko zaczerwienione oczy i kredyt we frankach. Jesteśmy pokoleniem farnkensztajnów, bo prawdopodobnie to franek właśnie wyznaczył nam sposób w jaki przyszło nam żyć.


Gdy mieliśmy po 12 lat po raz pierwszy zobaczyliśmy komputer, nieliczni z nas mieli szansę dowiedzieć co oznacza "good morning", bo starzy mieli na tyle dużo kasy, żeby zapisać nas język. Nikt wtedy jeszcze nie rozumiał po cholerę to!
Gdy startowaliśmy na studia obciachem było studiować wieczorowo. Kierunek: Zarządzanie! Yeah, to było coś!!! Zapieprzaliśmy więc na dzienne jak oszołomy na 10 godzin, 5 dni w tygodniu. Po godzinach korki z licealistami, w weekend 10 godzin za barem, czasem sprzedało się kserówki - wtedy był mega zysk.

Wyprodukowano pierwszą w historii tego wspaniałego kraju falę zajebistych magistrów z wiedzą tak gruntowną, że łeb pękał w szwach. Głównie niestety pierdołami i śmieciowymi informacjami totalnie bez znaczenia w realu. Wszyscy chcieliśmy zarządzać. Poutykano nas po różnych posadkach i jedziesz!
Masz pracę, chcesz mieć rodzinę, dziecko, mieszkanie. Nie ma opcji uciułać na chałupę z pensyjki ...abstrakcja! Szczęśliwie to czas, kiedy pojawia się na wolnym rynku taki produkt jak kredyt. Stać Cię. Hurrra! Jest miłość, mieszkanie, potem dziecko. To dziecko często za rozsądku, bo czas goni...30 lat na karku. Nie na rękę za bardzo, bo ten kredyt..i kariera, no ale cóż... mama prosi, babcia płacze. Jest.

Za czasem zauważasz, że koleżanki pojawiające się z pracy są coraz młodsze. Histerycznie próbujesz nadążyć. Wyglądać 10 lat młodziej, jakoś wtopić się w tłum. One nie wiedzą za wiele, ale są odważne, bezczelne, pewne siebie i znają 4 języki. Czuć oddech na plecach? Tak. Zapierdalasz bez opamiętania. Nie możesz wypaść z obiegu! Za nic! Kto niby spłaci ten kredyt?

Niektórzy to korpohieny, inni założyli własne interesy. Z ambicji a może ze strachu, żeby nie wylecieć na ryj, jak Ci włosy posiwieją. Sprzedawać, sprzedawać, sprzedawać. Wszystko jedno gdzie jesteś. Musisz coś sprzedawać. Słyszysz to w kółko.
Cześć z zapalonych i pełnych początkowego entuzjazmu (łoj jak to fajnie mieć własną firmę!!!), szybko podziękowała za tą przyjemność i usrywanie się tym tworem i wróciła do dawnej pracy. Tyle, że teraz, po paru latach, ich szefami są ludzie, których kiedyś sami przyjmowali do pracy. Praca poniżej oczekiwań? Od zera? Nie szkodzi! Zaburzasz świadomość codziennym drinkiem i jedziesz dalej!



W zasadzie zawsze wieczorem pijesz kilka drinków może kilka lampek wina, bo to rozluźnia. Tak jesteś winopijcą. Nie odwiedzasz znajomych a oni nie odwiedzają Ciebie, bo każda wolna chwila jest na wagę złota. Każdego dnia wyrzucasz sobie jak mało czasu spędzasz z dzieckiem.  Seks w zasadzie nie istnieje. Albo Ty albo On usypiacie tak szybko, że nie ma na to szans a nawet ochoty. Większość Twoich znajomych nie wytrzymuje presji. Oczekiwań, wyrzutów, powtarzalności zdarzeń, niespełnionych marzeń i zmodyfikowanych do granic możliwości planów z przeszłości. Są po rozwodzie, w trakcie lub poddali się .."dla dobra dzieci" i prowadzą firmę "dom" z dokładnie ustalonym podziałem obowiązków: ja zarabiam, ty gotujesz, koniec. Niektórzy szukają odskoczni i zawierają jakieś przypadkowe znajomości, które pozwalają na kilka chwil wypaść z pętli czasu, złapać oddech. Czasem te chwile uświadamiają im brutalnie jak i z kim chcieliby żyć i jak strasznie dalekie jest to od ich prawdziwego, szorstkiego bytu.

Często budzisz się ok. 3.30. Noc jest szczególnie nieprzyjemna. Pełna natręctw i wyolbrzymionych problemów. Jak masz szczęście i dobrą noc to budzisz się ciut przed tym jak zadzwoni ćwierkający budzik w telefonie pod łóżkiem - ten jest Twoją smyczą, chodzisz z nim nawet do kibla i wanny.. Twój mózg jest jak jakaś pieprzona zegarynka. W piątek jeszcze jak Cię mogę, ale niedziela to dramat. Wkurwienie narasta z każdą godziną począwszy od samego rana. Już jutro musisz rano wstać, bo kredyt, bo dziecko, bo wczasy, bo to, bo kurwa sramto. Chcesz nakryć się kołdrą i w pozycji embrionu zastygnąć na kilka godzin. Bez ruchu. Bez telefonu. Bez niczego. 

Z tego pędu i szału wyrywają Cię czasami na kilka chwil strzały w potylicę. Czasem choroba, czasem czyjaś śmierć..Jednym słowem wymuszona stop klatka, czyli chwila świadomego myślenia.

Czasem myślę, że mogłabym zebrać różne znajome mi osoby w jednym pokoju, posadzić na krzesłach ustawionych w zgrabne kółko i powiedzieć:
Cześć, jestem Ewa i od kilku lat czuję, że żyję gówniano. Usłyszałabym pewnie: Witaj Ewa! Jesteśmy z Tobą!

Tak jestem frankensztajnem.
Bywam jednak szczęśliwa.






11 komentarzy:

  1. Piszesz przegenialnie; tresci nie skomentuje, bez sensu....

    OdpowiedzUsuń
  2. bardzo smutne. Niemniej na szczęście nie dla wszystkich prawdziwe :) to jak żyjemy własnym życiem to wybór i nie chodzi tylko o kredyt, dziecko ale o to, jak podchodzimy do życia, czy się nim cieszymy czy popadamy w tęsknotę za tym czego nie mamy. To jest nasz wybór. Powyższy tekst doskonale to pokazuje.

    OdpowiedzUsuń
  3. Gorzkie żale z dupy...

    OdpowiedzUsuń
  4. uwielbiamy anonimów:) jesteście zajebiści i tacy odważni!!!! oł je! buziaczki;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Witaj Ewa! Jestem z Tobą.
    Bardzo dosadnie przytoczyłaś smutną prawdę egzystencji, gdzieś tam można by wpleść jakiś promyk słońca, ale generalnie właśnie taka przed nami i za nami rzeczywistość.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...