Lidla lubię z różnych powodów. Jednym z ważniejszych jest fakt, że gdy staram się przy kasie zapłacić za sześciopak win, proszą mnie o dowód osobisty:) Sytuacja jest rozbrajająca, gdy jestem na zakupach sama. Jednak, gdy jest ze mną ktoś...ktokolwiek, z rozbrajającej staje się żenująca. Widzę wyraz twarzy osoby towarzyszącej. Zastanawiam się co to. Pogarda? Szydera? I ta purpura na twarzy, aby nie walnąć rechotem prosto w moją twarz?:)
Od dziś Lidl będzie miejscem moich pielgrzymek pochwalnych. Bowiem jest miejscem, w którym przecisnęłam się przez szparę pomiedzy koszami z produktami o charakterze tekstylnym o szerokości 5 cm. Jak? No fucking idea! Nawet nie przypuszczałam, że to możliwe. A wszystko przez zwykłe galotki;)
Rozgrzała mnie do czerwoności gazetka, która mówiła, że już od poniedziałku rzucają bajerki różne na trzaskające mrozy. Dla dzieci głównie. A że mamą jedynaka jestem - odbiło mi kompletnie:) Jeździłam z tą gazetką wszędzie przez 7 okrągłych dni...no żeby nie zapomnieć!!!! Broń Bosze!
Szczególnie zapragnęłam poniższego produktu:
Obmyśliłam plan. W poniedziałek będę tam mega wcześnie (czyli ok 12.00), kupię takie, bo fajne i tanie do tego. Będę cwańsza niż inni, którzy przyjadą za póżno, po pracy i galotków już nie będzie. Miałam plan perfekcyjny, więc obiecałam przyjaciłóce, że i dla jej syna galotki takowe sprytnie zdobędę.
Lecę w poniedzałek. Pusty parking! heheheh! Zrobiłam ich!
Wpadam w kosze, latam, szukam..dupa. Nie przywieźli.
I tu odbywa się mój dialog:
Spryciula: "Przepraszam Panią..miały być u Was dzisiaj takie galotki z koszulkami za 39 zł i nie ma. Dlaczego? Kiedy będą?"
Pani w Lidlu: "Tak, tak..były, ale skończyły się o 8.15".
Co do cholery!? ale, że co do cholery??????!!!!!!!!!!!!!!
Urażona duma moje nie pozwoliła mi się na tym etepie zatrzymać i opamiętać. W jednej sekundzie coś stało się z moim mózgiem i pragnienie posiadania kazało mi przemieścić się natychmiast do kolejnego Lidla oddalonego jakieś 15 km od tego pierwszego. Wybrałam taki, który w mojej ocenie znajduje się "na totalnym zadupiu".
Wpadam, latam, przerzucam, kopię. Shit. Nie ma. Ale jest polar! o tak! Wezmę ten polar!
Ale to nadal nie pozwoliło mi się zatrzymać i zacząć ...myśleć. Oj nie!
Bieg przez parking, fura i strzała! Czuję narastające napięcie i poddenerwowanie.
Wpadam do kolejnego Lidla (kolejne jakieś 5 km) i już od drzwi widzę (bo już wiem gdzie patrzeć), że leżą...jezu leżą..ale troszkę tylko, ale mało, kilka sztuk...
Więc daję dyla na skos po sklepie! I tu następuje kulminacja! Przedzieram się przez te szpary między koszykami z produktami w sposób nadprzyrodzomy jak jakaś kobieta guma, jak baletnica zwinna i wąska.
Mam! 3 sztuki!
Ciekawy jest fakt, że jak zeszło ze mnie napięcie to już tą samą drogą nie byłam w stanie do kasy wrócić;)
Szczęście ogromne, że na galotki wpadłam już w 3 sklepie, bo kosztowałyby mnie więcej niż 10 sztuk galotków z najnowszej kolekcji Nika.
Wieczorem na fejsbuczku znalazłam kilka linków o słodziutkich tytułach: "Wariaci szturmują Lidla", "Polaczki biedaczki":)
Taaaa
Tyle o sobie wiemy, na ile nas sprawdzono:)
Dobranoc